sobota, 9 kwietnia 2016

Niebezpieczny biznes - Rozdział dwudziesty


- Przepraszam - odparł po jakiejś minucie, ocierając łzy śmiechu z oczu i krew z rany, która popękała. Zwykle się nie czerwienię, ale teraz byłam pewna, że cała krew z mojego ciała znajdowała się w twarzy. Dosłownie paliła mi skórę.
- Nie, to ja przepraszam – powiedziałam, patrząc w drugą stronę. – Idiotyczne pytanie. No pewnie, że się już nie spotkamy.
Na chwilę zapadła martwa cisza.
- Jesteś tego taka pewna – odezwał się w końcu. Z jego głosu zniknęła cała wesołość. Mimo to nie odwróciłam się.
- Nie byłabym, gdybyś mnie nie wyśmiał.
- Nie wyśmiałem cię!
- Wcale! – powiedziałam znacznie głośniej, niż zamierzałam, ale traciłam nad sobą panowanie. Było mi niewiarygodnie głupio i jednocześnie przykro. Czułam się tak chyba pierwszy raz w życiu. Nie polecam nikomu.
Ale nagle poczułam jego rękę na swojej. Zawahałam się.
- No przestań – usłyszałam cichy głos. – Nie obrażaj się. Naprawdę nie chciałem się z ciebie śmiać. Po prostu… to chyba przez tą twoją niepewność – zaśmiał się jeszcze raz, znacznie krócej – pierwszy raz zobaczyłem w tobie taką nieśmiałość. Nie sądziłem, że to możliwe.
- Niemożliwe staje się możliwe – odparłam siląc się na ironiczny ton, ale byłam świadoma, że mi nie wyszło. A ponieważ nie puszczał mojej dłoni, zdecydowałam się w końcu odwrócić.
- I jeszcze jedno. Wbrew temu, czego jesteś taka pewna – dodał, uśmiechając się uroczo – ja uważam, że się jeszcze spotkamy. I to nieraz.
Patrząc na ten uśmiech, poczułam nagle coś bardzo intensywnego. Jakby zapełniła się we mnie jakaś dziura, o której istnieniu nie miałam pojęcia. Nie wiedziałam, co to jest, mogłam tylko podejrzewać. To nie było jednak takie uczucie jak to, którym darzyłam Kacpra. To było coś znacznie mocniejszego, być może również dojrzalszego. Pomimo tak krótkiego czasu i braku pewności co do jego uczuć do mnie. Coś się we mnie zmieniło.
Siedzieliśmy w milczeniu, trzymając się za ręce. Żadnych zbędnych słów. Byłam pewna, że Royce wkrótce i tak nie wytrzyma i przerwie tą ciszę. Nie myliłam się.
- Jak mnie wkurza ta krata – warknął patrząc na metalowe pręty. – Normalni ludzie nie muszą ze sobą gadać przez kraty.
- No cóż, jak widać, my nie jesteśmy normalnymi ludźmi – odparłam. Słońce chyliło się już ku zachodowi i podobnie jak rano, zaczęło świecić prosto na nas. Przyniosłam sobie poduszkę i położyłam się na ziemi. Royce zrobił to samo po drugiej stronie. Co prawda nie miał poduszki, ale wyraźnie mu to nie przeszkadzało. Byłam bardzo szczęśliwa. Przyjeżdżając tu nie spodziewałam się nawet części tego, co mnie spotkało. Życie potrafi być bardzo nieprzewidywalne.
Teraz, kiedy już byłam pewna, że nie widzę Royce’a ostatni raz w życiu, nie mogłam się doczekać, aż Borge zadzwoni do nas z wiadomością, że mogę wracać do domu. Tęskniłam za całą ekipą i każdym z osobna. Nie mogłam się doczekać, aż opowiem Emmie i Grecie, kogo poznałam. Nie mogłam się doczekać obiadu zrobionego przez Nathana. Nie mogłam się doczekać kolejnej sprzeczki chłopaków. Tęskniłam za wszystkim, co zawsze robiliśmy wspólnie.
Ale mijało coraz więcej czasu. Minuta toczyła się za minutą, zmieniając się w kwadranse. Wkrótce potem wybiła godzina.
- Trochę… trochę długo nie dzwoni – szepnęłam niepewnie, nie spuszczając wzroku z drzwi.
- Nie martw się. To w końcu godziny szczytu – odparł Royce. – Na pewno obydwoje utknęli w korkach i wszystko się opóźniło – mimo że mówił sensownie, słyszałam w jego głosie ledwo słyszalne zwątpienie.
W napięciu spędziłam kolejne pół godziny, wstając z ziemi i rozpoczynając spacer po celi. Obeszłam wszystko dokładnie, przyjrzałam się każdej rzeczy i każdemu skrawkowi sufitu. Przysiadłam na chwilę na łóżku, ale prawie natychmiast wstałam.
- Lore, uspokój się – powiedział nagle chłopak. – Usiądź. Zaraz ktoś po ciebie przyjdzie…
Ledwo skończył mówić, drzwi się otworzyły i ktoś wszedł do środka. Royce wstał, a ja w mgnieniu oka znalazłam się obok niego. Osobą która weszła okazał się… Borge. Zabrakło mi słów, więc tylko patrzyłam na niego ponaglająco, czekając na wyjaśnienia. Chwilę milczał, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Dopiero kiedy się odezwał, usłyszałam coś na kształt smutku.
- Wybacz, nie mam pojęcia co się stało. Leon nie przyjechał.


***
BANG!!! Nie martwcie się, zaskoczę Was jeszcze nieraz :) Oczekujcie kolejnych części ;)
Loverance

4 komentarze:

  1. Leonowi chyba musiało się coś stać. Nie wierzę żeby wszystko ją tak nagle zostawili. A co do Royce to mnie nie rozczarował :) czekam

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że Leon uknuł jakiś spisek i odbije Lore z rąk mafii. Nie wierzę, że mógł zostawić siostrę :)

    OdpowiedzUsuń