środa, 25 maja 2016

Niebezpieczny biznes - EPILOG


Trzy tygodnie później wszystko wróciło do normy.
Leon został wypisany ze szpitala, co przyjęliśmy zbiorową ulgą. Z każdym dniem staje się coraz silniejszy i mimo że ciągle nosi gips, wyraźnie wraca do formy. Wydaje nam się, że coś go łączy z tą przemiłą pielęgniarką, która się nim opiekowała w chorobie, ale na razie trzyma to w tajemnicy. Spekulacje jednak trwają w najlepsze, a wiadomość oficjalna to tylko kwestia czasu.
Na stałe przeprowadziliśmy się do nowego domu, w którym mieszkamy wszyscy razem. Żartujemy, kłócimy się, rozmawiamy o poważnych rzeczach. Nie wyobrażam już sobie, że miałabym nie mieć ich obok siebie przez cały dzień. Co prawda mam trochę daleko do szkoły, ale zawsze marzyłam o tym, że będziemy mieć jeden, wspólny dom.
Tak, końcu przekonali mnie, że muszę wrócić na zajęcia. Jakoś wytrwam ten pozostały rok nauki, a później rozważymy, co będzie dalej. Codziennie ktoś odwozi mnie na lekcje. Najczęściej tą rolę odgrywa Nathan, bo rano nigdy nie możemy się zwlec z łóżka, a motocyklem jest jednak najszybciej.
Ku mojemu najszczerszemu zdziwieniu, moja długa nieobecność w szkole zaowocowała tym, że kiedy już wróciłam, wszyscy chcieli się dowiedzieć, co się ze mną działo. Naprawdę byłam aż tak istotną częścią tej klasy? Wymyśliłam na prędce historię, że złapałam jakąś dziwaczną infekcję i dwa tygodnie leżałam w szpitalu. Wszyscy w to uwierzyli. Co prawda, nadal znajduję się trochę na uboczu, ale nie jest to aż tak dostrzegalne, jak to było dawniej.
Przedłużam jednak, a wiem, o czym wszyscy chcieliby usłyszeć.
Dokładnie dwadzieścia dni od mojego powrotu do domu, kiedy wróciliśmy z Nathanem ze szkoły, czekała na mnie niespodzianka.
Tak jak wcześniej ustaliłyśmy z Emmą i Gretą, w domu zawsze miała być jedna z nas, na wypadek, gdyby miał wydarzyć się cud.
Przed domem stały one obie i rozmawiały z kimś, kto stał do mnie tyłem. Na początku go nie rozpoznałam, jednak kiedy tylko podjechaliśmy pod dom i zdjęłam kask, już wiedziałam.
- Royce...? - szepnęłam zszokowana, a chłopak odwrócił się i obdarzył mnie tym swoim uśmiechem, za którym tak tęskniłam. Podbiegłam i rzuciłam mu się w ramiona, a on podniósł mnie i okręcił wokół siebie, śmiejąc mi się we włosy.
- Znalazłem cię – powiedział cicho. - Trochę to trwało, ale znowu mam cię przy sobie. Tylko to się liczy.
- Jak ci się udało?
- No wiesz... - zaczął i postawił mnie na ziemi, żeby spojrzeć mi w oczy. - Nie obyło się bez Borge'a.
- Naprawdę? - „Czymś mnie jeszcze zaskoczy?”
- Po twoim wyjeździe zrobił się dziwnie milczący. Wszyscy widzieliśmy, że rozważa coś istotnego – spojrzał teraz też na Nathana i dziewczyny, po czym jego wzrok znów spoczął na mnie. - Aż w końcu zwrócił się z tym do mnie. Okazało się, że postanowił spotkać się z Leonem i wyjaśnić wszystko, co między nimi się stało. A przy okazji spytał, czy nie chcę się zabrać z nim.
"Czyli jednak jeszcze czymś mnie zaskoczył."
- To znaczy że on też tu jest?
- Owszem – odezwała się Greta i machnęła w stronę kuchennych okien. Dopiero teraz zauważyłam, że przy stole siedzą tam Leon i Borge, a wokół nich zgromadzili się Rob, Michał, Seba i Adrian. Leon dostrzegł mnie i pomachał, a Borge lekko kiwnął głową. W głębi serca miałam nadzieję, że uda im się naprawić tą przyjaźń.
Nathan, spojrzawszy w tamtą stronę, przeprosił nas i również skierował się do domu. Dziewczyny spojrzały na siebie porozumiewawczo i ruszyły za nim.
- Dołączcie później do nas – powiedziała jeszcze Emma.
Zostaliśmy sami. Royce wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę łąki. Zwróciłam uwagę na to, że jego rana na twarzy zmieniła się w cienką, białą bliznę. Był teraz jeszcze przystojniejszy, niż kiedy go ostatni raz widziałam. Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe.
- Tęskniłem za tobą – powiedział teraz, a jego twarz znów rozjaśnił uśmiech. - Straszliwie nudziłem się, kiedy odjechałaś.
- Też trochę się nudziłam. Byłam ciekawa, czy długo ci zajmie szukanie mnie – odparłam.
- Jak na ilość informacji, które mi zostawiłaś, poszło mi całkiem nieźle.
- Ważne, że udało mi się wytrzymać.
Przyciągnął mnie do siebie i mrugnął.
- Teraz już nie będziemy się rozstawać na tak długo. Przykro mi, ale będziesz mnie miała na głowie przez kolejne nieskończenie długie lata.
Zaśmiałam się i delikatnie dotknęłam jego twarzy.
- Nic nie szkodzi. Nie zamierzam ich nawet liczyć. Wierzę, że teraz już wszystko będzie w porządku.
***
- Miesiąc później spacerowaliśmy po mieście, jedząc ogromne porcje lodów. Zbliżały się wakacje i upał coraz bardziej dawał się we znaki. Lody Royce'a zaczęły skapywać mu na koszulkę, co przyjął z ogromnym niezadowoleniem.
- Gdybyś nie był tak zachłanny i nie zamówił największej porcji, nadążałbyś z jedzeniem – poinformowałam go.
- Czyżby? - zakpił, patrząc na mnie figlarnie, po czym objął mnie, brudząc również moją koszulkę.
- Jak mogłeś?! - krzyknęłam, ale już po chwili zaczęłam się śmiać razem z nim. Byłam zbyt szczęśliwa, żeby się wściekać.
Nagle jednak zobaczyłam coś – a raczej kogoś – kogo nigdy nie spodziewałam się już zobaczyć.
Na ulicy nie było nikogo prócz naszej dwójki, ale nagle z bocznej ulicy wyszedł jeszcze jeden człowiek. Chłopak, mniej więcej w moim wieku. Złapałam Royce'a za rękaw i zatrzymałam się w pół kroku.
- Co się stało? - spytał, patrząc na mnie z niepokojem.
- To K...K...Kacper? - wydusiłam z siebie w końcu, ledwo słyszalnie, tak że chłopak na pewno tego nie usłyszał. Royce jednak usłyszał to dokładnie. Wyprostował się gwałtownie, a w jego oczach dostrzegłam bardzo niebezpieczny błysk. Rozejrzał się i zrobił krok do przodu.
- Kacper powiadasz? - powiedział, po czym wręczył mi swoje lody. - Poczekaj tu chwileczkę.
- Co chcesz zrobić? - syknęłam, ale on już szedł pewnym krokiem, w kierunku chłopaka. Byłam trochę wystraszona i nie mogłam się ruszyć. Stałam jak posąg na środku ulicy i patrzyłam na Royce'a, który dogonił już Kacpra.
- Ty jesteś Kacper? - zapytał teraz, a mnie dosłownie stanęło serce. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Tymczasem Kacper odwrócił się i zmierzył Royce'a zdezorientowanym wzrokiem. Prawie nic się nie zmienił odkąd widzieliśmy się ostatnim razem.
- No tak. A ty jesteś...?
- Och, to nie jest ważne.
Po czym zamachnął się i trzasnął go prosto w twarz. Upuściłam obie porcje lodów.
Kacper zachwiał się, a z jego ust potoczył się potok wyzwisk i przekleństw. Chwycił się za nos i spojrzał na niewzruszonego Royce'a z nienawiścią.
- O co ci chodzi? Kim ty w ogóle jesteś? Chyba złamałeś mi nos! Zgłoszę to na...
- Policję? - zaśmiał się Royce. - Może opowiedz im również o tym, jak zdradziłeś przyjaciół – w tym momencie Kacper zauważył mnie i zobaczyłam, jak jego spojrzenie traci całą hardość. - Potraktujmy to jako rewanż. Jeśli jeszcze raz wejdziesz w drogę mnie, mojej dziewczynie, albo któremuś z naszych przyjaciół – uwierz, pracuję w odpowiednich służbach i obawiam się, że nie zdążysz zrobić ruchu. Zrozumiałeś?
- Zrozumiałem – mruknął Kacper. Dobrze go znałam i wiedziałam, że nie piśnie nigdzie ani słówka.
- Świetnie – skwitował Royce, po czym odwrócił się i podszedł do mnie. W ostatniej chwili jednak odwrócił się i dodał – aha, jeszcze jedno. Tym ciosem nie można złamać nosa. Za tydzień będziesz jak nowy – Kacper prychnął, ale nie odezwał się ani słowem. Starannie omijał mnie wzrokiem. Choć z początku nie wiedziałam, co myśleć, doszłam do wniosku, że była to odpowiednia kara za to, co nam zrobił. Już nigdy się do nas nie zbliży. I w dodatku zapamięta po wsze czasy, jak kończą zdrajcy. Więc kiedy Royce już stanął naprzeciwko mnie, uśmiechnęłam się z niemą wdzięcznością.
- Kocham cię.
- A ja kocham ciebie.

***
I tak oto kończymy tą serię! <3 Jutro pojawi się post z podziękowaniami, a także paroma ogłoszeniami. Tymczasem bardzo dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca tej serii. :***
Loverance

1 komentarz:

  1. O matko! Jakie piekne zakończenie ��
    Cieszę się, że wszystko się wyjaśniło, że Royce znowu jest z Lore, a Kacper został ukarany. Dziękuję Ci za tak wspaniałe, emocjonujące opowiadanie i za cały czas spędzony na pisaniu.

    OdpowiedzUsuń