Tak jak się spodziewałam, przemęczona ekipa spała cały dzień i w dodatku całą noc. Co
prawda wieczorem na chwilę pojawił się Rob, ale odesłałam go z
powrotem widząc, że i tak chciał tylko sprawdzić, czy wszystko ze
mną w porządku. Ledwie trzymał się na nogach.
Ja natomiast wcale nie byłam zmęczona.
Tygodniowe „wakacje” spędziłam albo śpiąc, albo włócząc
się bez celu z... no, wiadomo z kim. Nie zarwałam wtedy ani jednej
nocy, przez co teraz byłam wypoczęta jak nigdy. Siedziałam więc w
kuchni czytając książkę znalezioną w piwnicy, pijąc kawę i
patrolując telefon. Wcześniej dzwoniłam do szpitala pod numer
znaleziony na lodówce i dowiedziałam się, że Leon póki co jest
nieprzytomny i nie można go odwiedzać. Pielęgniarka dostarczyła
mi również paru informacji o jego stanie, a nawet obiecała zadzwonić, jeśli mój brat nagle się obudzi. Chyba miałam farta
trafiając właśnie na nią.
Później już nie miałam okazji z
nikim porozmawiać. W domu panowała nienaturalna cisza, na zewnątrz
również. Kiedy zapadła noc, usiadłam pod oknem i wypatrywałam
najmniejszego ruchu, ptaka lub zwierzęcia, aż w końcu zaczęłam
liczyć gwiazdy. Około trzeciej zasnęłam, ale obudziłam się już o szóstej, kompletnie wyspana. Poczytałam jeszcze trochę,
a potem zrobiłam ogromne śniadanie dla wszystkich.
Pierwsza osoba pojawiła się o
dziewiątej.
- Hej – powitałam Nathana. –
Wyspany? Wyręczyłam cię dziś ze śniadaniem.
- Na pewno bardziej, niż wczoraj –
uśmiechnął się i skupił całą uwagę na śniadaniu. - Chyba
nie spałaś całą noc, tylko robiłaś to wszystko.
- Trochę spałam – sprzeciwiłam
się. - Ale mimo wszystko zdążyłam. Jako że jesteś dziś
pierwszy, masz ten przywilej nałożenia sobie największej porcji.
Nie spodziewałam się, że Nathan
wybuchnie nagłym śmiechem, zwłaszcza że nie powiedziałam nic
szczególnie zabawnego, jednak jego wesołość była zaraźliwa i
już po chwili rechotaliśmy na cały dom. W końcu coś przeszyło
tę okropną ciszę.
- Wiesz, Lora – powiedział, kiedy
w końcu udało nam się uspokoić i nakładał sobie cały stos
kanapek – potwornie smutno tu było. Bez ciebie i bez Leona... Co
prawda on jeszcze zdrowieje, ale przynajmniej ty jesteś już z
powrotem. Nie dało się tu wytrzymać bez ciebie.
- A ja całą noc się
zastanawiałam, czy nie jestem dla was zbędnym ciężarem – nie
chciałam tego mówić. Samo się wymknęło. Nathan podniósł na
mnie wzrok, żeby sprawdzić, czy nie żartuję, lecz kiedy zobaczył
moją poważną minę, spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Kpisz sobie, prawda? Powiedz, że żartujesz.
Nie odezwałam się.
- A gdybym to ja zaginął? Co byś
zrobiła? Nie szukałabyś mnie z innymi cały dzień i noc?
- Oczywiście, że bym szukała,
ale...
- Nie ma ale. Tak robią
przyjaciele. Jeśli jeden wpakuje się w tarapaty, cała reszta robi
wszystko, żeby go z nich wyciągnąć. Nie ma w tym nic dziwnego.
Nigdy więcej nie myśl, że jesteś ciężarem. Zrozumiano?
- Oczywiście, kapitanie –
zasalutowałam przed nim i znowu wybuchnęliśmy śmiechem.
- A więc to wy!!! - usłyszałam
nagle od drzwi i dostrzegłam Gretę. Mierzyła w nas palcem, a
drugą ręką podpierała się pod bok. Wyglądałaby śmiesznie, gdyby nie wściekła mina,
ale jej postawa wskazywała na to, że to tylko przedstawienie. - Od
rana! Krzyki i śmiechy wniebogłosy!! Normalni ludzie próbują
spać!!!
- Naprawdę się obudziłaś?!
Spodziewałabym się tu każdego, oprócz ciebie! I może oprócz
Roba - odkrzyknęłam jej, a Nathan zatrząsł się od
powstrzymywanego śmiechu. - Zresztą chyba nie wmówisz mi, że nie
tęskniłaś za moim śmiechem?
- Bardziej niż za twoim śmiechem
tęskniłam za porządnym śniadaniem – odrzekła spuszczając
nieco z tonu i tracąc całą wściekłość, a jej wzrok spoczął
na jedzeniu. - Boże, nie jadłam nic przez tydzień. Chyba czas
zawiązać sadło na zimę.
- Chcesz wiązać sadło przed
latem? - nagle w kuchni pojawił się Adrian i spojrzał na Gretę
jak na idiotkę. - Potem będziesz piszczeć, że jesteś za gruba i
będziesz urządzać głodówkę. Jak w zeszłym roku.
- Po pierwsze Adrianie, ja nie
piszczę – odparła Greta nawet na niego nie patrząc, skupiona
jedynie na talerzu pełnym jajecznicy. - A po drugie, jestem tak
chuda i piękna, że kilogram w tę czy w tamtą nie zrobi mi
różnicy.
- Lepiej jedz, póki ona wszystkiego
nie zmiecie – podpowiedziałam Adrianowi, a ten tylko skinął
głową i dołączył do nas.
Przekomarzaliśmy się w ten sposób,
dopóki nie pojawili się Michał, Seba, Emma i Rob (ten ostatni prawie dwie
godziny później, kiedy już dosłownie musiałam bronić resztki
jedzenia przed bandą tych wygłodniałych sępów). Później
nadszedł w końcu czas na poważniejsze tematy.
- Dobra, na chwilę przerywamy
gadanie o bzdurach, żeby ustalić ważne sprawy – stosunkowo
szybko udało mi się skupić ich uwagę i czekali na moje pytania.
- Po pierwsze, co z interesem? Zawieszony?
- Zająłem się tym – odezwał
się Adrian - razem z Michałem. Załatwiliśmy znaczną większość
zleceń. Więc jeśli o to chodzi, to wszystko gra.
Nawet się ucieszyłam. Leon nie
chciałby, żeby rezygnować z biznesu z jego winy.
- Super. Ja rozmawiałam wczoraj
wieczorem z jakąś pielęgniarką i obiecała mi, że zadzwoni,
jeśli Leon się wybudzi. Była całkiem kontaktowa jak na służbę
zdrowia.
- Czyli wszystko mamy pod kontrolą
– podsumowała Emma.
- Jeszcze nie – zaoponował
Nathan. - Lore, wiem, że to co powiem będzie głupie, ale chyba
powinnaś wrócić do szkoły.
- Że co?! - zapytałam autentycznie
zdziwiona, bo kompletnie o tym nie myślałam. Szkoła nie przyszła mi do głowy nawet raz.
- Niekoniecznie od razu jutro –
wycofał się chłopak, widząc moje zaskoczenie. - Ale na przykład
za tydzień. Leon na pewno by tego chciał.
- Zastanowię się – mruknęłam,
nie starając się ukryć niezadowolenia. Nie wyobrażałam sobie,
jak po tym wszystkim co się ostatnio wydarzyło, miałabym wrócić
do normalnej nauki. Nie mieściło mi się to w głowie.
- Dobra, spokojnie – powiedział
Rob. - Ogarniemy to jakoś. Na razie nie wracasz – widząc niemą
prośbę w jego oczach, ustąpiłam.
- W porządku.
- No to może – odezwał się
Seba, uśmiechając się, jakby nic nie zaszło – opowiesz nam, co
słychać u starego dobrego Borge'a? I reszty ferajny?
- Karmili cię? - spytał Nathan,
chcąc najwyraźniej odkupić swoją winę.
- Poznałaś kogoś fajnego? - jak
Emma się domyśliła?
Od razu atmosfera się rozrzedziła, a
ja opowiedziałam przyjaciołom wszystkie zdarzenia poprzedniego
tygodnia - jak obudziłam się w pokoju pełnym gangsterów, jak
zamknęli mnie w klatce (nie oszczędzałam im szczegółów), o tym,
jak Borge'owi zmieniało się nastawienie średnio co godzinę i
jak postawił mi na straży pokaleczonego chłopaka, który okazał
się dobrym towarzyszem mojej niewoli. Przemilczałam to, co mnie z
nim połączyło, ale zauważyłam, że Emma i Greta wymieniły kilka
razy porozumiewawcze spojrzenia. Chłopaki przez cały czas zadawali
masę pytań, bardziej zainteresowani innymi gangsterami, ich
wyglądem (zwłaszcza masą mięśniową), zwyczajami, a nawet dietą.
Nie rozumiałam tego zafascynowania, ale w końcu doszłam do
wniosku, że traktują ich niemal jak jakichś półbogów.
Odpowiadałam więc cierpliwie, starając się przypomnieć sobie jak
najwięcej szczegółów. W końcu pytania się wyczerpały, a my
nadal siedzieliśmy przy stole, pijąc kawę i napawając się
upragnionym spokojem.
- Lora, Emma – odezwała się
nagle Greta, podnosząc się od stołu. - Idziemy się przejść?
Taka piękna pogoda.
- Ja absolutnie jestem za –
poderwała się Emma. Doskonale wiedziałam, czego chcą, a i ja
miałam potrzebę ujawnienia im reszty zdarzeń, więc we trzy
skierowałyśmy się do wyjścia.
- Może pójść z wami? - odezwał
się Michał, podnosząc się z krzesła.
- NIE! - krzyknęłyśmy
jednocześnie, aż biedny chłopak usiadł z powrotem, zaskoczony.
Rob zaczął się śmiać.
- Nie widzisz? Idą plotkować.
Obsmarują nas od czubków butów aż do głowy. Nie spodziewaj się
ich wcześniej, niż za trzy godziny.
A my, zamiast się z nim kłócić,
wybiegłyśmy z domu, chichocząc jak głupie.
- No dobra, Lore! - krzyknęła
Greta. - Opowiadaj teraz najszczerszą prawdę!
- Niczym na spowiedzi! - dodała
Emma. - Co z tym Royce'em? Nie wierzę, że przez tydzień
siedzieliście odcięci od świata i kompletnie nic nie zaszło.
- Oczywiście, ale przy
chłopakach nie było jak mówić.
Przysiadłyśmy na trawie i
opowiedziałam im brakujące elementy historii. Tym razem to one
zadawały mnóstwo pytań, a kiedy doszłam do sceny z pocałunkiem w
deszczu, niemal zaczęły tańczyć po łące. Kiedy jednak
skończyłam, były nieco sfrustrowane.
- Nie wierzę - Emma potarła
skronie, myśląc zawzięcie. - To nie może być koniec tej
historii! Kiedy druga część?
- Jeszcze nienapisana – zakpiłam.
- Autorka podobno ma pustkę w głowie.
- Na pewno jakoś cię znajdzie –
powiedziała Greta z całkowitą pewnością w głosie. - Odtąd
przynajmniej jedna z nas zawsze musi być w domu. Ustalimy dyżury.
Złapiemy go.
Byłam wdzięczna losowi że dał mi
takie przyjaciółki. Dyskutowałyśmy jeszcze jakiś czas, aż nagle
usłyszałyśmy krzyk Roba. Zaraz potem zobaczyłyśmy go na ganku.
- Lora! Telefon do ciebie! - a my
jak głupie zerwałyśmy się z trawy, spodziewając się cudu.
Jednak to nie był ten cud. Tym razem
to był ten drugi.
- Pani Loretta? To ja – usłyszałam
w słuchawce głos pielęgniarki. - Dzwonię, bo pani brat właśnie
się obudził. To prawdziwy cud, czyż nie?
***
Dość dawno nie było nowego rozdziału, więc w nagrodę ten jest długi. Zdradzę Wam, że uwielbiam pisać te fragmenty historii, kiedy cała grupa siedzi w domu i nic nie robią, tylko sobie żartują :) Zawsze poprawia mi to humor. A Wy je lubicie? Mam nadzieję, że i u Was zza chmur zawsze wychodzi słońce! ;) Pozdrooo!
Loverance
Ja też lubię, kiedy przebywają razem w domu (najlepiej w pełnym składzie, razem z Leonem ^^). Bardzo miło czyta się takie fragmenty, widać, że łączy ich prawdziwa przyjaźń, że są dla siebie jak rodzina, aż chce mi się uśmiechać. Cieszę się, że Leon wrócił do zdrowia, ale dalej zastanawia mnie co z Royce-m. Mam nadzieję, że Lore niedługo się z nim zobaczy. Może grupa Lore połączy swoje siły z mafią i wspólnie wytropią Kacpra (nigdy mu nie wybaczę...). Czekam na kolejny rozdział i życzę ci dużo weny :)
OdpowiedzUsuńZapewniam Cię, że przed zakończeniem tej historii poznasz odpowiedzi na wszystkie pytania ;)dzięki i pozdrawiam! :)
Usuń