Obudziłam się tuż przed południem. Telefon, jak mogłam się
spodziewać, ział pustką. Nie spodziewałam się niczego innego.
Zwlokłam się z łóżka i wolnym krokiem zeszłam na dół. Leona
nigdzie nie było, ale z jego pokoju usłyszałam głębokie chrapanie. Uznałam, że
nie będę go budzić. Jednak kiedy tylko zaparzyłam kawę, zjawił się natychmiast.
- Co za życie – mruknął. – Jeśli natychmiast nie zapalę,
szlag mnie trafi.
- Tak z rana? – zdziwiłam się.
- Czemu by nie. Zresztą już nie jest rano. Jest po południu
– powiedział patrząc na zegar, który wskazywał pięć po dwunastej.
- Ale tylko jednego? – upewniłam się. Godziłam się na rozprowadzanie
towaru, ale dbałam też o to, żeby nikt z ekipy nie przesadził.
- Wiadomo – odrzekł i wyszedł na tył domu.
Nagle w kieszeni zawibrował mój telefon. Wyjęłam go z myślą,
że to pewnie jakaś reklama. Ale nie.
To był Kacper.
„Spotkajmy się dzisiaj. Za pół godziny. Na stacji
benzynowej, niedaleko Twojego domu. NIE MÓW nikomu z ekipy, A ZWŁASZCZA
Leonowi. K.”
Stanęło mi serce.
Dlaczego miałam nic nikomu nie mówić? O co w tym wszystkim
chodziło? Mimo że świetnie zdawałam sobie sprawę z zagrożenia, postanowiłam
jednak udać się na miejsce spotkania. Tuż przed wyjściem wyjęłam z sejfu mój
własny pistolet, który kiedyś sprawił mi Leon. Uznałam, że lepiej mieć go ze
sobą.
Wymknęłam się z domu i dotarłam na stację jakieś dziesięć
minut przed czasem. Serce waliło mi jak oszalałe. Nie wiedziałam, czy to
strach, czy może ekscytacja, że być może poznam prawdę, czy po prostu nadal
reagowałam w ten sposób na Kacpra. Niczego nie byłam już pewna.
Po chwili zza zakrętu wyłonił się czarny motocykl i zjechał
na stację. Kacper zatrzymał się przede mną, zdjął kask i wstał. Nie wiedziałam,
jak się zachować.
- Hej – odezwał się pierwszy i podszedł do mnie, ale ja
odruchowo zrobiłam krok w tył. Zatrzymał się. – Uciekasz przede mną? O co
chodzi?
- To ja się pytam, o co chodzi – odrzekłam cicho. – Znikasz,
nie dajesz znaku życia. Wszyscy się martwimy.
- Niepotrzebnie. Świetnie sobie radzę.
- To w takim razie po co wróciłeś?
- Mam sprawę. Tylko ty możesz mi pomóc.
- Sprawę.
- No tak. Będę mówił szybko. Potrzebny mi towar… Dużo, jak najwięcej.
- Słucham?! Dlaczego?!
- Nie krzycz tak… Mam duży problem. Albo go załatwię, albo
będę musiał wiać. To załatwisz ten towar?
- Ale skąd mam ci go wytrzasnąć?
- No jak to? Od Leona. Ale najlepiej w taki sposób, żeby
niczego się nie dowiedział.
Nie mogłam uwierzyć. Nie mogłam. Mówił to z taką pewnością w
głosie. Postanowiłam zagrać w jego gierkę.
- Nic ci nie dam, póki nie dowiem się po co. Dobrze wiesz,
jaka jestem. Nie żartuję.
- No wiem, niestety. Dużo mnie to kosztuje, żeby ci to
wyjaśnić. Ale już sobie naważyłem, to teraz wypiję. Prawda jest taka, że
sprzedałem towar za podwojoną cenę. Teraz oni się zorientowali i żądają
wyrównania rachunków. Chcą po prostu drugie tyle, co im sprzedałem. Ale…
koniecznie chcą ten towar, nie pieniędzy. Inaczej… będzie źle.
„Chyba już nic mnie nie zaskoczy”, pomyślałam.
- Kogo tak oszukałeś?
- …Mafię.
„A jednak.” Poczułam,
że zaraz zemdleję, ale Kacper złapał mnie, zanim upadłam. Otrzeźwiło mnie to
natychmiast.
- Nie dotykaj mnie – warknęłam lodowato. – Nie rozumiem, jak
mogłeś to zrobić. Czego chciałeś? Hajsu? Mało masz? – pytałam raz po raz. – Nie
licz na to, że teraz ci pomogę. Nie myśl sobie, że jak ty oszukujesz wszystkich
naokoło, to ja też będę. Nie ma takiej opcji.
- Lora, nic nie rozumiesz – odparł Kacper. Usłyszałam w jego
głosie panikę. – Nie rozumiesz. Albo dam im ten towar, albo mnie zabiją. A
potem was wszystkich.
- Jak to nas wszystkich? Przecież nie wiedzą, gdzie się
ukrywamy… - zamilkłam, bo nagle do mnie dotarło. – Nie wierzę. Zdradziłeś nas –
szepnęłam.
- Sama widzisz. Prościej będzie dać ten towar – podsunął.
- Oszalałeś?! Leon nie będzie płacił za twoją zdradę! Żadne
z nas nie będzie!!! – wrzasnęłam. – A zresztą – dodałam już ciszej – Jeśli oni
cię nie zabiją, Leon to zrobi. I wątpię, żeby ktokolwiek próbował go zatrzymać.
Kacper zamilkł na dłuższą chwilę, mierząc mnie wzrokiem i
najwyraźniej podejmując jakąś decyzję.
- Wobec tego nie pozostawiasz mi wyboru. Muszę stąd uciec.
Nie cofnę czasu i nie wrócę też do was. Ale jeśli chcesz… Możesz uciec ze mną. Nadal mi na tobie zależy. Nic się nie
zmieniło.
Nie wahałam się nawet przez moment.
- Nie, Kacper, nie odejdę z tobą. Kiedy wydałeś nas mafii,
wydałeś też mnie. Jak nigdy udowodniłeś, ile dla ciebie znaczę. I oczywiście, w
ogóle nie przyszło ci to do głowy… - zaśmiałam się gorzko. – Ty też nie dajesz
mi wyboru. Nie zostawię ludzi, których kocham. A z tobą - nie chcę mieć nic
wspólnego.
Nie wiem, czy spodziewał się innej odpowiedzi, ale jego twarz
nie wyrażała żadnych emocji. Nic więcej nie powiedział. Nie przeprosił.
Właściwie to nawet nie wziął na siebie odpowiedzialności. Po prostu wsiadł na
motocykl i odjechał. Bez słowa.
***
Duży progres :) Mam nadzieję, że się Wam spodoba :) Zachęcam do komentowania, to daje dużą motywację.
Loverance
Boże, Kacper zachował się okropnie. Zawsze zastanawiałam się dlaczego ludzie zdradzają swoich bliskich, przyjaciół. Mi wszystko zawsze okropnie ciąży na sumieniu. Kiedy byłam mała bałam się że kiedyś będę strasznie bogata (kto normalny boi się takich rzeczy :)) i przez to będzie zależało mi tylko na kasie. Rozdział cudowny i czekam na kolejne ;)
OdpowiedzUsuńChęć bogactwa robi z ludźmi różne rzeczy. Może z normalnego, dobrego człowieka zrobić kogoś kompletnie innego.
UsuńBardzo dziękuję Ci za wszystkie komentarze i za to że czytasz, dla mnie to wielka motywacja :)
Nie spodziewałam się, że Kacper się tak zachowa. Jak mógł wydać swoich przyjaciół? I dlaczego nie odbierał telefonu? Czemu nie powiedział tego reszcie? Wpakował siebie i przyjaciół w wielkie kłopoty. Mam nadzieję, że zostanie za to ukarany.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny rozdział. Świetnie piszesz! ;)
Dziękuję za komentarz :) Nie chcę zdradzać dalszej fabuły, mam nadzieję, że będziesz śledzić ją sama. Pozdrawiam :)
Usuń