Pewnie teraz wszyscy zastanawiacie się, o czym
rozmawialiśmy, ale tak szczerze – nie mam pojęcia. Kojarzycie takie gadki z
przyjaciółmi, o których potem mówi się „o wszystkim i o niczym”? To właśnie
było coś takiego. Dowiedziałam się, że Royce ma 21 lat, lubi grać w kosza
(mogłam się domyślić, w końcu był taki wysoki), słucha każdego rodzaju muzyki,
ale głównie rapu, a także dużo czyta (zaskakujące jak na gangstera). Ja
opowiedziałam mu trochę o szkole, o tym że też uwielbiam muzykę i gram na
pianinie, i że mam piwnicę pełną książek (żebyście widzieli jak rozbłysły mu
oczy). Choć niewypowiedziane pytania ciążyły, rozmawiało nam się naprawdę
świetnie.
Jakiś czas później do pokoju wszedł Borge, niosąc dwa
talerze z jedzeniem.
- Cieszę się, że się dogadaliście – powiedział, wsuwając mi
talerz ze spaghetti pod kratą.
- Z początku nie było łatwo, ale jakoś się udało – odparłam.
- To tylko dzięki mojemu złotemu sercu – dodał Royce, ale na
jego twarzy nie dostrzegłam nawet cienia uśmiechu. To było trochę dziwne,
zważywszy na to, że tuż przed wejściem mafiozy uśmiechał się naprawdę często.
Nagle wszystko znikło.
Borge przyjrzał mu się uważnie po czym wyciągnął z kieszeni
okrągłe pudełko.
- Przyniosłem ci maść na twoją piękną buźkę. Masz dokładnie wetrzeć
w ranę i czekać aż się wchłonie.
- Ok. Dzięki… mistrzu.
Borge skinął głową, uśmiechnął się do mnie krótko, ale dość
przyjaźnie, po czym wyszedł nie spojrzawszy już na Royce'a ani razu. Zaraz po
jego wyjściu skierowałam wzrok na swojego strażnika.
- Ej, wszystko w porządku? Strasznie spoważniałeś.
- Trochę to wszystko skomplikowane – odparł jedząc swoje
spaghetti. Ja także sięgnęłam po widelec i talerz, ale nie miałam ochoty na
jedzenie. Wszystko wydało mi się nagle bardzo niepokojące.
- W takich… organizacjach jak wasza czy nasza powinny
panować dobre stosunki. No wiesz, zaufanie i te sprawy. A ja zauważyłam że ty
się go… boisz – ledwo to powiedziałam, od razu pożałowałam. Żaden chłopak nie
lubi żeby mu zarzucać strach, a co dopiero taki chłopak jak Royce. Spojrzał na
mnie tak, że jakby umiał zabijać wzrokiem, to dawno bym nie żyła.
- Nie boję się go – wycedził. – I radzę ci mimo wszystko
ważyć słowa. Bo potrafię być równie wredny, co czarujący.
- Pewnie. Przepraszam – odrzekłam, nie dając po sobie poznać
jak wystraszyła mnie ta jego nagła zmiana. Do tej pory nie mogłam wyobrazić go
sobie jako człowieka pracującego z Borge’em, ale teraz wydało mi się to bardzo
realne. Spuściłam głowę na jedzenie i zajęłam się nim w milczeniu. Czekałam, aż
sam się odezwie.
Długo czekałam.
- Już późno – powiedział w końcu, patrząc na swój zegarek i
wstając. – Dochodzi dziesiąta. Odpocznij trochę, to był długi dzień. Wezmę twój
talerz.
- Hej Royce… - zaczęłam cicho, a on odwrócił się i spojrzał
na mnie z góry – naprawdę przepraszam. Nie uważam, że jesteś tchórzem –
zważywszy na to, że nie zdarzało mi się przepraszać, to naprawdę było coś. Nie
wspominając już o wyrzutach sumienia, które teraz czułam aż nadto.
- Nie przepraszaj mnie. Czuję, że tego nie lubisz –
popatrzył na mnie i uśmiechnął się lekko. – Nie gniewam się. Idź spać. Kiedy
wstaniesz, ja na pewno tu będę.
I wyszedł, nie czekając na moją odpowiedź.
Przeniosłam się na łóżko i standardowo wpatrzyłam w sufit,
mając więcej przemyśleń, niż się mogłam spodziewać. Znalazłam się w dziwacznym
miejscu. Ludzie, którzy chyba powinni być sobie bliscy, nie wydawali się
zgrani. Ale może wszyscy w mafii byli zapatrzonymi w siebie i swój hajs bucami,
a Royce nie był taki jak reszta i dlatego tak się zmieniał w konfrontacji z
nimi. Może życie nauczyło go być dwulicowym. W głębi siebie mu pozazdrościłam.
Gdybym też umiała się tak zmieniać, być może akceptowano by mnie w szkole.
Z drugiej strony teraz znowu czułam się tak, jakbym
kompletnie nic o nim nie wiedziała. I choć z początku wydał mi się całkiem
sympatyczny, teraz już nie byłam pewna. W dodatku ostatnie zdarzenia nauczyły
mnie ostrożności. Zdecydowałam się poczekać na dalszy ciąg tej historii.
Szłam po rozchwianym,
zbutwiałym moście, przerażona, że za moment spadnę prosto do gotującej się lawy
pod moimi nogami. Niebo było pomarańczowe, ziemia po drugiej stronie mostu
kompletnie wyschnięta. Myślałam tylko o tym, żeby stanąć na stałym lądzie. Lecz
wtedy kolejna deska pękła, a ja z krzykiem runęłam w dół. W ostatniej chwili
poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę i ciągnie z powrotem na most. To był Royce,
ubrany w całości na czarno, z nasuniętym na głowę kapturem, ale nie aż tak,
żebym nie mogła go zobaczyć. Chciałam mu wyrwać rękę, ale trzymał mocno.
- Puść! Nie mogę ci
ufać! – krzyknęłam nie zważając na to, że most trząsł się coraz mocniej.
Chłopak nic nie robił sobie z moich wrzasków, a nawet złapał mnie mocniej, po
czym zajrzał mi w oczy.
- Musisz mi zaufać.
Inaczej żadne z nas nie da rady.
Obudziłam się w swojej celi, zdezorientowana i nadal
wystraszona. Długą chwilę zajął mi powrót do rzeczywistości, a kiedy w końcu mi
się to udało, przypomniałam sobie swój dziwny sen. Rozejrzałam się pobieżnie.
- No i co? – spytałam. – Mówiłeś, że kiedy wstanę, ty już tu
będziesz. A jednak cię nie ma.
- Jestem – usłyszałam cichy szept i dopiero wtedy zauważyłam
że siedzi ukryty w cieniu. Uśmiechnął się, po czym dodał – Śpij. Jest
środek nocy.
- Dobrze. Dobranoc – byłam zbyt śpiąca, żeby zastanawiać
się, czemu jest tu w środku nocy. Posłuchałam jego sugestii i zasnęłam na
nowo. Na granicy świadomości zarejestrowałam jego cichy śmiech.
***
Mam nadzieję, że spodoba Wam się rozdział! ^^ Bardzo proszę Was o komentarze, ponieważ daje mi to mnóstwo motywacji :) Dzięki, że tu jesteście :P
PS.: Przepraszam za tą niewielką obsuwę w czasie, ale ostatnio byłam bardzo zajęta.
PS.: Przepraszam za tą niewielką obsuwę w czasie, ale ostatnio byłam bardzo zajęta.
Loverance
Nawet nie wiesz jak mnie zżera ciekawość :) myślę, że sen Lory niesie ze sobą jakieś głębsze przesłanie. Ten początek tylko mi troszkę nie pasuje "Pewnie teraz wszyscy zastanawiacie się, o czym rozmawialiśmy" jakby Lora pisała to do kogoś albo coś w tym stylu, Ale to tylko moja opinia. Tak poza tym to super :)
OdpowiedzUsuńTak szczerze to od początku miałam zamiar tworzyć to opowiadanie w stylu relacji, tak jakby Lora pisała do każdego czytelnika z osobna. Jest to więc manewr zamierzony. ;) Ale oczywiście bardzo cenię sobie Twoją opinię :D
Usuń