- Lora, wstawaj.
Otworzyłam powoli oczy i popatrzyłam na stojącą nade mną
Emmę.
- Coś się stało?
- Nic konkretnego.
- No to czemu mnie budzisz? Późno poszłam spać – ziewnęłam
na całe gardło i chciałam się odwrócić na drugi bok, ale Emma mnie
przytrzymała.
- Trudno, Lore. Wstawaj, Nathan robi śniadanie. Idę budzić
Roba, życz mi szczęścia – tuż po tych słowach wyszła z pokoju, więc nawet nie
zdążyłam nic odpowiedzieć. Ubrałam się i zeszłam na dół, gdzie byli już Leon,
Nathan, Adrian, Michał i Greta. Zegar wskazywał parę minut po dziewiątej.
- Siemanko – powiedział Leon na mój widok i podał mi
parujący kubek. – Na pewno chcesz kawy.
- Dzięki – siadłam na swoim miejscu pod oknem i popatrzyłam
kolejno na przyjaciół. Moje mentalne rozstrojenie od nocy na szczęście minęło i
czułam się całkiem nieźle. Atmosfera była jednak napięta. Na wszystkich
twarzach widziałam skrywaną niepewność. Siedząca obok mnie Greta uśmiechnęła
się niemrawo.
- Jak tam? Widzę, że się nie wyspałaś.
- Masz rację. Nie mogłam usnąć – odrzekłam.
- Taa, ja miałam tak samo. Chociaż wiem, że jak zwykle
przesadzamy.
- Dokładnie.
Przez całe śniadanie prowadziliśmy podobne rozmowy,
kompletnie niepodobne do tych które toczyliśmy zazwyczaj. Miałam wrażenie, że
nerwy latają w powietrzu i przenoszą się z jednej osoby na drugą. Nawet Rob,
który wkrótce pojawił się razem z Sebą, nie próbował rozładować tego napięcia.
Po jedzeniu chłopaki zaczęli się przygotowywać, ładować broń i chować ją w
wewnętrznych kieszeniach. Podeszłam do Leona.
- Może nie idźcie – szepnęłam nie patrząc na niego, ale on
tylko westchnął ciężko i podniósł mi głowę tak, żebym musiała na niego
spojrzeć. Ku mojemu zdziwieniu, zobaczyłam w jego oczach iskierki rozbawienia.
- Martwisz się o mnie? – zapytał. – Nie wierzysz w
umiejętności swojego brata? Nawet nie wiesz, jak mnie uraziłaś.
- To nie tak, wierzę w swojego brata. Tylko… no sama nie
wiem.
- Nie wiesz, bo w
głębi serca czujesz że ten strach jest bezsensowny.
- Naprawdę wcale się nie boisz?
- Nic a nic – odparł uśmiechając się już z pełnym
przekonaniem, a po chwili zaczął się śmiać w ten specyficzny zaraźliwy sposób,
tak że zaczęłam się śmiać razem z nim.
Reszta patrzyła na nas zdezorientowana.
- Już kompletnie oszaleli – powiedział Rob kręcąc głową.
Kiedy w końcu udało nam się uspokoić, brat uściskał mnie
mocno i szepnął mi do ucha:
- Proszę, nie martw się. Wrócimy jak zawsze.
- Nie wątpię w to.
Chłopcy wyszli, a ja, Emma i Greta zostałyśmy same. Leonowi
udało się trwale poprawić mój nastrój, więc uśmiechałam się do dziewczyn, tak
że i one wkrótce porzuciły smutne miny. Żeby nie myśleć o tym, co dzieje się z
resztą naszej paczki, postanowiłyśmy zrobić ciasteczka. Rozmawiałyśmy i
śmiałyśmy się tak, jakby nic się nie działo, a chłopaki mieli zaraz przyjść ze
swoich pokoi i pożreć wszystko za jednym zamachem.
- Nigdy bym nie pomyślała, że aż tak się ze sobą zżyjemy –
powiedziałam nagle. – Nie wiem co by było, gdybym was nie poznała.
- Pewnie wszystko byłoby inaczej – odrzekła Emma. – Każde z
nas żyłoby w inny sposób, możliwe że bez przyjaciół i zastanawiałoby się, czemu
życie jest takie nudne.
- Nie ma sensu nad tym rozmyślać, skoro tak nie jest –
ucięła Greta. – Jesteśmy szczęśliwi, bogaci, wspaniali, i nie ma co do tego
wątpliwości.
Jakąś godzinę po wyjściu chłopaków rozległo się mocne
pukanie do drzwi. Nasze śmiechy momentalnie ucichły i popatrzyłyśmy po sobie zaskoczone.
- Przecież Leon ma klucze – szepnęła Emma. – O co do…
Nie udało jej się dokończyć, bo zza drzwi dobiegł nas zimny,
obcy głos.
- No co robisz debilu?! Lepiej się odsuń.
Wystrzał. Kopnięcie w drzwi. Kroki w korytarzu. Spojrzałam
na dziewczyny i drżącą ręką wyciągnęłam z kieszeni swój pistolet. One zrobiły
to samo.
Po chwili w drzwiach stanęło pięciu wysokich, muskularnych
facetów, ubranych w całości na czarno. Jeden z nich trzymał w wytatuowanych
dłoniach pistolet.
- Hej, dziewczynki – powiedział uśmiechając się szeroko. –
Lepiej spuśćcie broń, to obiecuję, że żadnej z was nic się nie stanie.
Jego twarz była znajoma. Wielokrotnie widziałam na ulicy i w
telewizji plakaty z informacją, że jest poszukiwany. Dowodził gangiem razem z
dwójką innych mężczyzn, których w tej chwili z nim nie było.
- Nie wierzę, że pofatygował się do nas sam Borge –
usłyszałam głos Grety. Mówiła głośno, bez cienia strachu, co dodało mi
odwagi. – Co was tu sprowadza?
Wpadliście na ciasteczka?
- Niezupełnie. Ale skoro już pieczecie, to czemu nie –
stojący za nim mężczyźni zaśmiali się krótko i również wyciągnęli broń. Nie
wiedziałam już, w kogo celować. – Spotkaliśmy waszych chłopców na mieście. No
dobra, tak serio to nie był przypadek. Same rozumiecie, nie podoba nam się, w
jaki sposób nas oszukaliście.
- To nie był nasz pomysł – wypaliłam. – Faktycznie, jeden z
nas to zrobił, ale bez naszej wiedzy. A teraz zniknął.
- Tak, Leon już mi to tłumaczył.
- Czy wy…ich…?
- Spokojnie, nic im nie jest. Zważywszy na zaistniałą
sytuację… może dam wam jeszcze jedną szansę. Znajcie moją łaskę. O ile
opuścicie tą broń.
- Lore. Greta. – szepnęła do nas Emma ledwo słyszalnie. –
Opuśćcie. On nas zabije jak tego nie zrobimy – po czym rzuciła broń na podłogę,
a my poszłyśmy w jej ślady.
- Pięknie. Sprawa jest prosta. Oddajecie nam towar z małą
nadstawką. Leon już sam wie, ile to ma być. A my zostawiamy was w spokoju.
- Nie możemy o tym same decydować – oznajmiła Emma.
- Leon też nie był przekonany. Daję wam dwa dni. A tymczasem
jakaś zapłata się nam należy.
Delikatnie skinął głową i w tym momencie trzech mężczyzn
stojących za nim ruszyło w naszą stronę. Nie miałyśmy jak się bronić, wszystko
stało się zbyt szybko. I uwierzcie, naprawdę nie spodziewałam się, że przyłożą
mi jakąś cuchnącą szmatę do ust. Szybko traciłam siły.
- Nic nie poruszy Leona bardziej, niż utrata ukochanej
siostrzyczki – usłyszałam jeszcze, po czym osunęłam się na ziemię.
***
Bardzo mi się podoba ten rozdział :)) Mam nadzieję, że i Wam przypadnie do gustu ;) Następny pojawi się w niedzielę, oczekujcie ;)
Loverance
Coś czułam, że tak będzie! Wciąż nie mogę zrozumieć jak Kacper mógł im coś takiego zrobić. Muszę przyznać że akcja nieźle się rozkręca :) czekam na kolejny rozdział XD
OdpowiedzUsuńKacper skusił się na bogactwo, nie zastanawiając się nad możliwymi skutkami. Oznacza to ni mniej ni więcej tyle, że nie był wart swoich przyjaciół i Lory. Trzeba to po prostu przyjąć do wiadomości, tak jak oni ;)
UsuńDzięki za komentarz i pozdrawiam :D