- Całe moje życie krąży wokół tej jednej historii, bo odkąd
się urodziłem, miałem zapisane powiązania z mafią. Moja mama zmarła przy
porodzie, więc zajmował się mną tylko ojciec. Nigdy mi niczego nie brakowało,
ale pamiętam, że bardzo rzadko bywał w domu. Najpierw zostawiał mnie w żłobku,
potem w przedszkolu, potem na szkolnej świetlicy. Pamiętam, że czasem
przychodził do domu wieczorem, w skórzanej kurtce z plamami krwi. Pytałem, czy
wszystko w porządku, ale on zawsze odpowiadał, że ćwiczy sztuki walki.
Wierzyłem w to. Może dlatego, że byłem mały, a może z ogólnej obserwacji, bo
nie dość, że miał cały metr dziewięćdziesiąt, to jeszcze składał się
praktycznie z samych mięśni. Dopiero w gimnazjum zacząłem podejrzewać, że o
czymś mi nie mówi i zacząłem zadawać niewinne, ale trudne pytania: do jakiej
chodzi pracy, czemu mamy tyle pieniędzy, czemu całe dnie nie ma go w domu. Wymigiwał
się od odpowiedzi, a ja pytałem coraz częściej.
Pewnego dnia wrócił do domu wcześniej niż zwykle, razem z
drugim mężczyzną, mniej więcej w jego wieku. Z Borge’em. Miałem piętnaście lat.
Ojciec spytał, czy kiedykolwiek słyszałem o mafii, a ja przytaknąłem, bo
dzieciak z gimnazjum wie już o takich rzeczach, choć tylko z nazwy. Długo ze
mną rozmawiali. Dowiedziałem się, że obydwoje są gangsterami. Że dowodzą dużej
organizacji i że są naprawdę dobrzy w swoim fachu, bo udaje im się zachować
pełną anonimowość.
Wiesz jaki to szok dla piętnastolatka, dowiedzieć się takiej
prawdy o własnym ojcu? Dowiedzieć się, że nie brakuje ci niczego tylko dlatego,
że twój stary zdobył to siłą? Z początku nie chciałem w to wierzyć, ale
zacząłem kojarzyć fakty i w końcu doszedłem do wniosku, że to musi być
prawda.
Niecały miesiąc później czekałem na ojca w domu z zamówioną
pizzą. Pamiętam, że to był wakacyjny wieczór. Chciałem mu powiedzieć, do
którego liceum się dostałem, żeby był ze mnie dumny. Ale zamiast niego
przyszedł Borge. Powiedział, że ojciec zginął w akcji, jak bohater, zasłaniając
innego gangstera od strzału. Kiedy umierał, poprosił Borge’a, żeby się mną
zajął. I on wtedy przyjął mnie do mafii.
Zrezygnowałem z nauki, chociaż marzyłem o studiach. Zacząłem
trenować, nauczyłem się posługiwać bronią, a także walki wręcz. Zakumplowałem
się z innymi, dużo starszymi ode mnie gangsterami, którzy opiekowali się mną
przez wzgląd na ojca. Okazało się, że w kręgu przestępczym był prawdziwą
gwiazdą, a kiedy zginął, siłą rzeczy zająłem jego miejsce. Traktowałem to jako
bonus w tym całym bagnie, bo uwierz mi, wcale nie chciałem się w to pakować. Dodatkowo
Borge, mimo że starał się to ukryć, nie chciał się mną opiekować. Byłem i
ciągle jestem dla niego jak piąte koło u wozu. Mimo że podobno z wrodzonym
talentem, ale niechętny do gangsterki. On nie może pojąć, czemu się tak
marnuję.
No i to już chyba wszystko. Wiesz o mnie wszystko.
Powinienem cię teraz zabić – zażartował, ale wyszło to naprawdę słabo. Nie
wiedziałam, czy czuje ulgę, że się tym ze mną podzielił, czy może żałuje.
- Może odejdź od nich – powiedziałam cicho. – Złóż
przysięgę, że nie wydasz ich sekretów. I zacznij od nowa.
- Borge’owi na pewno by ulżyło – zaśmiał się. – Ale prawda
jest taka, że nie mam dokąd iść. Nie mam żadnej rodziny… o której wiem. Zacząć
od zera, kiedy jest się już dorosłym i w dodatku ma się takie doświadczenia…
nie jest łatwo.
- Przykro mi. Nie wiem, jak mogłabym ci pomóc.
- Dużo mi pomogło samo to, że mogłem to z siebie wyrzucić i
że mnie wysłuchałaś. To bardzo dużo dla mnie znaczy – popatrzył na mnie z
wdzięcznością, która po chwili zmieniła się w ciekawość. – Może opowiedz mi,
jak to było z tobą. Przysięgam, że to zostanie między nami.
Chwilę się wahałam, ale on opowiedział mi wszystko o sobie.
W jego oczach widziałam szczerość, kiedy przysięgał milczenie. A ja nie miałam
właściwie nic do ukrycia. Sam fakt, że należałam do szajki, mój największy
sekret, on już znał.
- Pamiętam rodziców – zaczęłam. – Mieszkaliśmy w bloku, ja,
mama, tata i Leon. Wszystko było pięknie, aż do tego feralnego dnia. Kiedy
miałam siedem lat, moi rodzice pojechali na zakupy, a ja zostałam z Leonem w
domu. Dostaliśmy telefon ze szpitala. Lekarz powiedział, że był wypadek i w
auto naszych rodziców uderzyła ciężarówka. Obydwoje zginęli.
Byłam mała, nie mogłam pojąć, czemu mama już nie wróci. Do
dziś pamiętam, że prosiłam ją o żelki, a ona ze śmiechem obiecała mi dwie paczki
– na samo to wspomnienie chciało mi się płakać, ale chyba limit łez
przeznaczonych na to zdarzenie się wyczerpał. – Ponieważ Leon był już wtedy
dorosły, otrzymał prawa do opieki nade mną. Zdecydował się rzucić studia i
zacząć pracę w zakładzie samochodowym, a dodatkowo udzielał korków z majcy u
nas w domu. Wiem, że było mu bardzo ciężko, ale nigdy się nie skarżył. Zawsze
miałam wszystkie podręczniki i drugie śniadanie w tornistrze. Kiedy nie mogłam
znaleźć sobie koleżanek i płakałam, on zawsze był blisko, żeby mnie przytulić.
Był moim bohaterem.
Pewnego dnia, w pierwszej klasie gimnazjum, wpadł do nas w
odwiedziny nasz daleki kuzyn. Powiedział Leonowi, że ma dla niego złotą
propozycję nie do odrzucenia, ale ja nie powinnam tego słuchać. Leon odparł
wtedy, że nie ma przede mną sekretów. Wyznał nam, że kupił sadzonkę marihuany i
udało mu się ją rozmnożyć. Szukał zaufanych ludzi do dilerki i od razu pomyślał
o moim bracie. Z początku nie chcieliśmy się na to zgodzić, ale finalnie doszliśmy
do wniosku, jak wiele by to nam ułatwiło. Postanowiliśmy spróbować. Nagonił nam
kilku pierwszych klientów, a potem sami zaczęli się z nami kontaktować. Z
początku zajmował się tym tylko Leon, ale kiedy zaczęłam trzecią klasę
gimnazjum, pozwolił mi dostarczać parę zleceń tym najbardziej zaufanym
klientom. Suma pieniędzy na kontach rosła w zadziwiającym tempie, a my w końcu
przyzwyczailiśmy się do nowej sytuacji.
Wkrótce dołączyło do nas trzech najlepszych przyjaciół Leona
– „Adrian, Seba i Michał”, pomyślałam, nie chcąc zdradzać ich imion. – Kiedy
umówiliśmy się na pierwsze wspólne spotkanie w barze, jeden z nich
przyprowadził swoją dziewczynę, a ona pociągnęła za sobą najbliższą koleżankę –
„Emma i Greta”, odhaczałam w myślach. – Przy barze stało wtedy dwóch barmanów,
którzy szybko do nas dołączyli – „Nathan i Rob” – a kiedy już rozmawialiśmy ze
sobą od dobrej godziny, zauważyliśmy, że w kącie siedzi samotny nastolatek,
niewiele starszy ode mnie, w obdartym podkoszulku i przygląda się nam nieśmiało
– „Kacper”. – To byli już wszyscy. Bardzo szybko stworzyliśmy zgraną ekipę, nie
czułam się już taka samotna, jak dawniej i czułam, że już nie tylko Leon się o
mnie troszczy. Wszystko szło w najlepszym kierunku póki… póki Kacper nas nie
zdradził. Resztę historii już znasz.
Zakończyłam z głębokim westchnieniem. Royce nie odezwał się
ani słowem, a ja bałam się na niego spojrzeć. Nagle poczułam, że chwyta mnie za
rękę. Zerknęłam na niego kątem oka, a on uśmiechnął się, wyrażając w ten sposób
jednocześnie wsparcie, współczucie, zrozumienie. Uścisnęłam jego dłoń i
poczułam jak przeskakuje między nami iskra – iskra porozumienia.
Nigdy nie czułam się z nikim tak związana, jak z tym
chłopakiem, poznanym zaledwie dzień wcześniej.
***
Praca nad tym rozdziałem zajęła mi trochę czasu, ale jestem zadowolona z efektów :) A Wam się podoba? Mam nadzieję, że tak ;)
Loverance
Oczywiście, że mi się podoba :) Obie historie są smutne, ale też w pewnym sensie piękne. Leon jest wspaniałym bratem. Nie mogę tylko uwierzyć jak Kacper po tym jak go wciągnęli zrobić coś tak okropnego. Royce i Kora poznają się coraz lepiej oby tak dalej :D
OdpowiedzUsuńTaki właśnie był cel, smutne ale piękne :)
UsuńKreując Kacpra chciałam uwidocznić cechy fałszywego przyjaciela. Myślę że każdy w swoim życiu musi poznać taką osobę, ale przy odrobinie szczęścia wyciągnie z jego zachowania naukę na przyszłość :) Tacy ludzie bądź co bądź też są potrzebni :D
Przepraszam *Lora słownik mi poprawia :)
OdpowiedzUsuń