Po tych słowach musiałam chyba
zemdleć. Pamiętam tylko, że serce stanęło mi na tak długą
chwilę, że zwyczajnie wszystko się we mnie zatrzymało i nie
miałam innego wyjścia, jak osunąć się na ziemię. Wszystko stało
się czarne, a dźwięki dolatywały do mnie zniekształcone, z
opóźnieniem. Przymknęłam oczy i straciłam kontakt z
rzeczywistością.
- Lore, obudź się. Obudź się. Obudź
się – usłyszałam nagle zdanie powtarzane jak mantrę, naglącym
tonem, średnio co sekundę. Trochę wkurzające, ale nie dałam po
sobie poznać, że się obudziłam. Nie pamiętałam czemu, ale nie
chciałam tego.
- Zamknij się w końcu – usłyszałam
inny głos. W duchu go poparłam. – Oddycha zupełnie normalnie. Za
chwilę wróci.
- To ty się
zamknij – warknął ten pierwszy. – Jak możesz być taki
spokojny. Co powiesz jej bratu jeśli coś się jej stało? Obudź
się! - powiedział głośniej niż wcześniej.
- Jak widać jej brat się chyba jednak
po nią nie upomni.
Słysząc to zdanie, przypomniałam
sobie, czego się dowiedziałam przed zemdleniem i momentalnie
wściekłam się na Borge’a. Otworzyłam oczy. Drzwi celi były
otwarte. Leżałam na kolanach Royce’a, a Borge siedział na moim
łóżku. Chciałam wstać, ale zakręciło mi się w głowie, więc
zrezygnowałam.
- Powoli – szepnął do mnie i pomógł
mi usiąść. W jego głosie usłyszałam bezgraniczną ulgę, co
trochę mnie zaskoczyło.
- No co ty – odparłam. – Jeszcze
żyję. I nawet czuję się całkiem nieźle. Ale, ale – spojrzałam
na Borge’a z wściekłością – kiedy ty w końcu przestaniesz
powtarzać, że Leonowi na mnie nie zależy? O co ci chodzi?
- Nic nie rozumiesz? Nie przyjechał.
Lepiej zastanów się, co teraz zrobisz ze swoim życiem.
- A tobie nie przyszło do głowy, że
coś się mogło stać? Różnie bywa w życiu. To twoje własne
słowa.
- Nie mam zamiaru się z nimi
kontaktować. Jedyne co mogę zrobić, to wysłać im info, że już
cię więcej nie zobaczą.
Na chwilę zamarłam.
- Chcesz mnie teraz… zabić? –
zapytałam, bądź co bądź trochę wystraszona. Wzruszył
ramionami.
- No cóż. To by było całkiem
wygodne.
Zanim jednak zdążyłam cokolwiek
powiedzieć, zobaczyłam błyskawiczny ruch po prawej stronie i nagle
Borge znalazł się na ziemi, przyciśnięty ramieniem Royce’a.
Wszystko stało się tak szybko, że zdołałam tylko szerzej
otworzyć oczy i gapiłam się na to bezmyślnie.
- No i co teraz powiesz? – wysyczał
Royce. – Czekam. Teraz już nie jesteś taki mądry, co?
Borge nie miał żadnej możliwości
ruchu i tylko patrzył na chłopaka z nienawiścią.
- Jesteś za dobrze wyszkolony –
odparł. – Nie powinienem cię tego uczyć. Od zawsze wiedziałem,
że masz cholerny talent. Ale wiedziałem też, że tego
nienawidzisz. Mogłem cię wysłać na medycynę – parsknął.
- Cóż. To już twój błąd i twój
problem. Nie pozwolę ci jej zabić.
- A co? Zakochałeś się?
Na sekundę zapadła całkowita cisza.
- Nie – usłyszałam w końcu.
Poczułam się kompletnie pusta. – Ale to nie jej wina, że jej nie
wykupili. Jeśli ją zabijesz, do końca życia będziesz ją miał
na sumieniu.
Tym razem cisza trwała znacznie dłużej
niż sekundę. Mężczyźni mierzyli się wzrokiem, a ja miałam
bolesną świadomość, że mój los leży w cudzych rękach. Nie
miałam pojęcia, czemu Leon po mnie nie przyjechał, ale byłam
pewna, że musiało go zatrzymać coś ważnego. On nigdy by mnie nie
zostawił, tak samo zresztą jak reszta ekipy. Martwiłam się więc
o to, co się stało, a nie o to, że nie odebrali mnie według
obietnicy. Miałam tylko nadzieję, że Borge jednak mnie nie zabije.
Na Royce’a nie miałam co liczyć.
Wierzyłam tylko w jego poczucie sprawiedliwości.
- W porządku – odezwał się
wreszcie. – Puść mnie do cholery – młodszy z chłopaków
poluzował ucisk i Borge podniósł się z podłogi. Spojrzał na
mnie z mieszaniną najróżniejszych uczuć, od niechęci aż po
skrywane współczucie. – Póki co zostaniesz tutaj. Jeśli Leon
jednak zmieni zdanie, to wrócisz do siebie. Jeśli przez miesiąc
tego nie zrobi, wypuszczę cię. Niech stracę.
- Dziękuję – wstałam i wyciągnęłam
do niego rękę. Popatrzył na nią z zaskoczeniem. –Miałeś pełne
prawo mnie zabić. Dzięki, że jednak tego nie zrobiłeś.
Uścisnął moją dłoń.
- Nie zamykam cię. Wierzę, że nie
wywiniesz żadnego numeru.
- Jasne.
Kiedy wyszedł, przysiadłam na łóżku
z ciężkim westchnieniem. Było blisko. Borge okazał się zupełnie
inny niż oceniałam. Nie to było jednak teraz najważniejsze.
Podstawowe pytanie brzmiało co stało się z Leonem. Miałam bardzo
złe przeczucia.
- Wszystko w porządku?
O nie. Jeszcze ten.
- Oczywiście – nic nie mogłam
poradzić na ten sarkazm w moim głosie. – Co prawda nie za bardzo
mam gdzie wracać, coś złego stało się z moim bratem i cudem
uszłam z życiem – „no i chłopak na którym mi zależy czuje do
mnie tylko litość”, pomyślałam. – A tak poza tym nawet
całkiem nieźle. Otworzono mi drzwi od celi.
- No tak. Chyba nie mogłem zadać
głupszego pytania – zaśmiał się cicho i spuścił wzrok na
ziemię. Wydał mi się nagle znacznie młodszy, a ten gangster,
który obezwładnił znacznie bardziej doświadczonego od siebie
mężczyznę, zniknął bez śladu. Nagle dotarło do mnie, że
również jemu należy się moja wdzięczność.
- Dziękuję – powiedziałam cicho.
– To dzięki tobie Borge zmienił zdanie.
- Wątpię – odparł. – Nie wydaje
mi się, że byłby w stanie cię zabić. Na pewno bez mojej pomocy
podjąłby taką samą decyzję.
- Kto wie. Tak czy owak jestem ci
bardzo wdzięczna.
W końcu podniósł wzrok i
spojrzeliśmy na siebie nie przedzieleni kratami. Nie wiem czemu, ale
poczułam ból.
***
Ostatnio bardzo skoczyły statystyki, i chciałabym Wam za to bardzo podziękować!!! Nie sądziłam, że ktokolwiek będzie chciał czytać to opowiadanie, a tu taka miła niespodzianka :) Dziękuję jeszcze raz! :D
Loverance
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz