poniedziałek, 28 grudnia 2015

Niebezpieczny biznes - rozdział pierwszy

***Ta historia została w całości wymyślona i zapewne jest całkowicie nieprawdopodobna. Prawa do niej są zastrzeżone.***

Jest rześki, marcowy poranek, parę minut po dziewiątej. Idę do szkoły. A właściwie – idę? Równie dobrze mogłabym powiedzieć – pełznę. Lekcje zaczynają się za parę minut, ale w ogóle nie mam ochoty na nie iść. Nie chodzi o to, że nie chcę się uczyć. Po prostu mam na głowie mnóstwo ważniejszych spraw. Pewnie pomyślisz sobie: jasne, wszystkim licealistom się tak wydaje, a waszym głównym obowiązkiem jest teraz zdobywanie wykształcenia. No cóż, możliwe, że tak jest. Jednak nie dla mnie.
W końcu przekraczam próg budynku i równo z dzwonkiem wchodzę do sali. Nie zostaję zaszczycona nawet jednym spojrzeniem. No, może z wyjątkiem nauczycielki, ale i ona nie wydaje się specjalnie zainteresowana.
-  Loretta. W samą porę – mówi tylko.
Kiwam głową i siadam w ostatniej ławce, tam gdzie zawsze. Nikt ze mną nie siedzi. Właściwie nie mam w tej klasie żadnej bliskiej osoby, co sama sobie zawdzięczam. Wyraźnie do nich nie pasuję, nie interesują mnie ich śmieszne problemy, imprezy i związki. Z początku trochę się ze mnie nabijali, potem jednak dali sobie spokój, a nawet zyskałam coś w rodzaju szacunku, bo nigdy nie obchodziło mnie ich gadanie.
Uczę się tyle, ile trzeba, żeby nie narobić sobie zaległości i za rok zdać maturę. Pewnie bym się tym nie przejmowała, gdyby Leon mnie nie przekonał, że bez matury człowiek nie wyjdzie nawet za próg własnego domu. Pomyślisz: od przekonywania dziecka do nauki są jego rodzice. Jasne że są. Jeśli tylko się ich ma.
Do końca lekcji staram się słuchać i nie myśleć o niczym innym. Kiedy tylko dzwoni dzwonek, wychodzę na korytarz. Nie rozmawiam z nikim, bo i tak nikt nie miałby na to ochoty. Idę do łazienki, żeby zająć czas. W lustrze widzę jasnowłosą, ciemnooką, nawet dość ładną dziewczynę – samą siebie. Przemywam twarz chłodną wodą i pokrywam cienie pod oczami warstwą pudru. Po chwili idę na kolejne zajęcia.
Dzień w szkole absolutnie nie należy do ciekawych, ale taka jest rzeczywistość ludzi w moim wieku. Spędzam w niej pięć godzin, po czym wychodzę szybkim krokiem na świeże powietrze. Od razu czuję się lepiej, wszystkie niewesołe myśli ulatniają się wraz z podmuchem wiosennego wiatru.
Pół godziny później docieram do celu. Mieszkam wraz z moim bratem Leonem na obrzeżach miasta, gdzie stoi nasz własny, jednopiętrowy dom. Trochę za duży dla naszej dwójki, ale często miewamy w nim gości. Zresztą  we dwoje doskonale wypełniamy całą przestrzeń.
- Siema! – krzyczę po wejściu do domu. – Leon? Jesteś?
- W kuchni! -  odpowiada, a ja zaglądam do pomieszczenia.
- Nie wierzę, zrobiłeś obiad?!
- Raz na czas mogę cię wyręczyć.
Leon odwraca się do mnie a na jego twarz wstępuje uśmiech. Jest wysokim, umięśnionym trzydziestolatkiem, za którego niejedna dziewczyna oddałaby wszystko. Jemu to, oczywiście, bardzo pochlebia.
- Tylko żeby dało się zjeść – rzucam i siadam przy stole.
- Nie musisz, jak nie chcesz.
- Wiesz, że zawsze chcę.
Śmiejemy się i chwilę jemy w milczeniu.
- Jak w szkole? Rozmawiałaś z kimś? – pyta mnie brat.
- Nudy, jak zwykle. Nie rozmawiałam. Ale to nie powód do zmartwień – patrzę na niego krzepiąco. – Sam mówiłeś, że po prostu mam zdać. Moje życie toczy się w innym miejscu, wśród innych ludzi.
- No wiem, wiem. A skoro już o tym mowa – spotykamy się dzisiaj całą grupą tam gdzie zawsze. Będziesz? Ja muszę wcześniej dostarczyć jeszcze parę przesyłek – mruga do mnie.
- Jasne. Będę o ósmej.

- Wspaniale.

***
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział Wam się spodoba :) Dajcie znać w komentarzach ;) 
Kolejne fragmenty będą pojawiać się raz w tygodniu.

środa, 16 grudnia 2015

Cała prawda o hejterach

Każdy z nas ma swojego idola - osobę, która jest wzorem do naśladowania, którą szanujemy i bronimy bez względu na wszystko. Jednak im bardziej kontrowersyjny jest nasz ulubieniec, tym więcej wokół niego tak zwanych hejterów. Są oni zazwyczaj znacznie bardziej zauważalni niż fani. Mogłoby się wydawać, że w ogóle tych fanów nie ma, bo hejterzy zwyczajnie ich zagłuszają. Jest to trudne zarówno dla samego idola, jak i dla jego sympatyków. Bo trudno być przy kimś, kogo nikt nie lubi...
Skupmy się na tym, kim jest sam hejter. Anonimowy, istniejący w internecie pod fałszywym bądź nic nie mówiącym nickiem, komentujący wszystko i wszystkich, najczęściej nie posiadający zielonego pojęcia o czym w ogóle pisze. Dokładnie tak! Z powodu braku sensownych argumentów mówi o wszystkim w sposób bardzo wulgarny i zasłania się rzekomą wolnością słowa i opinii. Oczywiście jego hejty istnieją tylko w bezpiecznej sferze internetu, bo w realnym życiu najczęściej boi się wychodzić z domu.
W miejscach gdzie spędzamy dużo czasu, takich jak praca czy szkoła, trudno obyć się bez plotek, które rozpuszczają na nasz temat najczęściej zawistne koleżanki (co tu dużo mówić, zazwyczaj tyczy się to kobiet - ale nie tylko!!!). One też są przykładem hejterów, robią dokładnie to samo co ci z internetu, tylko nie są całkowicie anonimowe.
No i końcowy wniosek: przez hejterów po prostu przemawia zazdrość. Oni sami najprawdopodobniej nie są tak utalentowani, lub nie mają w sobie tyle silnej woli co ci, którym udało się coś osiągnąć i w ten sposób próbują się dowartościować - czy im to wychodzi czy nie, tego już nie wiem.
Loverance

PS.: Zachęcam do komentowania ;)

piątek, 4 grudnia 2015

Przełamać swoje bariery

Hej hej :)
Najtrudniej zawsze jest zacząć ;) Nawet jak się dobrze wie, co się chce napisać, świadomość, że ktoś będzie to potem czytał sprawia, że tysiąc razy zastanawiamy się, czy to już jest forma, którą jesteśmy gotowi udostępnić. Ale co tam, nie można zastanawiać się nad wszystkim, do odważnych świat należy - a przynajmniej do tych, którzy na odważnych wyglądają.
Myślę, że dobrym tematem na początek jest właśnie próba przełamania samego siebie.
Wielu z nas ma problem z nieśmiałością i mitem jest, że każdy potrafi sobie z nią radzić. Niedawno czytałam, że prawie 70% społeczeństwa ocenia siebie jako osoby nieśmiałe. Szokujące?
I przyznaję, że zanim poszłam do liceum, również byłam bardzo nieśmiała. Dopiero teraz zaczyna się to zmieniać.
Z własnego doświadczenia mówię Wam, że najważniejszy jest sam moment podjęcia działania, kiedy decydujemy się podejść do kogoś, zapytać o coś lub przedstawić własne zdanie. Pierwszy krok lub słowo nie brzmi tak strasznie jakby się mogło wydawać i każdy z nas jest w stanie je zrobić. Kiedy już się zacznie, wszystko samo pójdzie dalej, a pierwsze efekty upewnią nas w przekonaniu, że było warto.
Jeśli chodzi o porażki, to kto ich nie miewa? Każdy ma na swoim koncie przynajmniej jedno przedsięwzięcie, które całkowicie się nie udało. Nie jest to jednak powód do załamania się – wręcz przeciwnie, porażka może mobilizować nas do podjęcia kolejnych wyzwań i udowodnienia samemu sobie, że damy radę. Tak przedstawiony problem przestaje być straszny.
Mój osobisty wniosek jest prosty – zawsze warto spróbować. Nie mamy nic do stracenia, a najczęściej wiele do zyskania. Dlatego przełamuję swoją nieśmiałość i mam nadzieję, że Wy też będziecie mieć w sobie na tyle odwagi, żeby zrobić to samo. ;)
Dzisiejszy post jest stricte „przegadany”, ale zapewniam, że nie będzie tylko takich. Mam nadzieję, że Wam się spodobał.
Pozdrawiam ;)

Loverance

poniedziałek, 30 listopada 2015

Siemka, hej! :)


 Może na początek coś o mnie. Jestem Loverance, mam 16 lat, mieszkam w Krakowie, chodzę do liceum. Właśnie zaczynam prowadzić nowego, drugiego już bloga, który właśnie oglądasz. Co się stało z pierwszym? No cóż, ograniczyłam się na nim do jednego tematu, który wymagał poświęcenia dużej ilości czasu, a jak pewnie wiecie, w liceum często go brakuje.
 Interesuję się mnóstwem różnych rzeczy, które nie mają za sobą wiele wspólnego. Lubię muzykę (rap), książki (głównie fantasy), motocykle, ale również tematy stricte damskie. Poza tym uwielbiam pisać. Nie da się ukryć, że jestem dość nietypową osobą, ale nie przeszkadza to ani mnie, ani nikomu z moich bliskich.
 O czym będę pisać? Już wiem, że określanie się na jeden temat, nieważne, jak interesujący, nie jest dobrym rozwiązaniem. Będzie więc można znaleźć tu wszystko, co mnie cieszy, ciekawi, w jakiś sposób przyciąga, a czasem też głębokie analizy sensu życia (trochę koloryzuję, ale wierzę, że zrozumiecie co mam na myśli).
 To chyba wszystko, jak na dobry początek. Mam nadzieję, że wielu z Was znajdzie tu coś dla siebie.
 Na razie! :)
 Loverance