wtorek, 26 stycznia 2016

Niebezpieczny biznes - Rozdział szósty


Następny dzień zaczął się jeszcze bardziej idiotycznie, niż wszystkie inne dotychczasowe dni, w które chodziłam do szkoły. Przez te wszystkie wydarzenia poprzedniego dnia kompletnie zapomniałam, że wszyscy moi znajomi mieli okazję zobaczyć Kacpra. Dlatego naprawdę się zdziwiłam, kiedy na przerwie podeszła do mnie dziewczyna z mojej klasy, bodajże Kinga, i zaprosiła mnie na jakąś domówkę do siebie dziś wieczorem.
- W końcu będzie okazja bliżej się poznać. Możesz zabrać tego swojego chłopaka. A jeśli ma jakichś przystojnych kumpli… to niech ich też zabierze – mrugnęła porozumiewawczo.
- Eee… dzięki za zaproszenie – odrzekłam, kompletnie zbita z tropu. – Ale wiesz… chyba nie dam rady przyjść. Sorry.
- No trudno, nic nie szkodzi – odpowiedziała, tylko odrobinę zawiedziona. – Może następnym razem.
Ciekawe co by zrobiła, gdybym powiedziała, że Kacper dziś nie może, ale chętnie wpadnę sama. Chciałabym zobaczyć jej minę. Szkoda, że nie wpadłam na to wcześniej.
Ale przynajmniej tyle dobrego zostawił Kacper po sobie. Wszyscy patrzyli na mnie z jeszcze większym szacunkiem niż zwykle. Tym razem chyba po prostu wstyd im było podejść. Gdyby częściej ze mną rozmawiali, teraz nie mieliby z tym problemu. Być może faktycznie teraz jestem krok przed nimi. Nie wiem, czemu tak było, ale wszędzie, gdzie pojawiał się Kacper, tam siał ferment. Co będzie teraz, kiedy zniknął?
Zastanawiając się nad tym, szłam do szatni. Nie rozglądałam się, zaprzątnięta własnymi problemami, więc wyobraźcie sobie mój szok, kiedy nagle ktoś wpadł we mnie z taką siłą, że obydwoje wylądowaliśmy na ziemi.
- O Matko Święta! Przepraszam! Bardzo cię boli? – po głosie poznałam, że to musi być jakiś chłopak. Szybko się ogarnął, wstał i podał mi rękę. – Powiedz, że wszystko ok.
- Wszystko ok – wymamrotałam bez przekonania.
- No dobra. A teraz bez przymusu. Na pewno nic ci nie jest?
- Na pewno. Nic się nie stało - podniosłam głowę i przyjrzałam mu się. Był wysokim, jasnowłosym chłopakiem, miał ciemne oczy i patrzył na mnie trochę wystraszony. Ale miałam to gdzieś. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. – Dobra. To nara.
- Bardzo się spieszysz? – zapytał nagle.
- Bardzo. A nawet bardziej niż bardzo.
- Aha. To w takim razie do poniedziałku – uśmiechnął się miło. – Przepraszam jeszcze raz.
Szybko zapomniałam o tym incydencie i ruszyłam do domu. Czekał na mnie tam już Leon.
- Jesteś. Kacper się kontaktował? – zapytał.
- Niestety. Ani słowa.
- Rozumiem – spojrzał na mnie smutno, po czym wręczył mi trzy paczuszki i kartkę z adresami. – to jest ten towar o którym ci wspominałem. We wszystkich tych miejscach już kiedyś byłaś. Właściwie to niegroźni ludzie. Nie ma strachu.
- Nie boję się – powiedziałam patrząc na listę z adresami. – Chyba obrócę w godzinę.
- Ja pewnie będę trochę później.
- Ok. Widzimy się wieczorem.
Pierwszym klientem był pięćdziesięcioletni mężczyzna, właściciel dobrze prosperującej firmy, o której na pewno nieraz słyszeliście.
Drugim - ochroniarz w sklepie odzieżowym, kochający mąż i ojciec, który niestety miał zbyt dużo pracy i zwyczajnie już nie wyrabiał.
Trzecim – młoda kobieta, prezenterka telewizyjna, którą pewnie wielokrotnie widzieliście na ekranach.
Taka to niespodzianka – niby zakazane, niby takie straszne gówno, tylko dla plebsu społeczeństwa, które nie ma nic do stracenia ani nic do zyskania. No cóż. Jak widać, prawda jest nieco inna.
No dobra, prostuję – oczywiście, plebs też się w to miesza, ale te zlecenia zwykle wypełnia Leon, albo któryś z chłopaków. Nigdy nie ja.
Tak jak się spodziewałam, obskoczyłam wszystkich w godzinę i nawet na chwilę udało mi się zapomnieć o Kacprze. Teraz jednak znowu sobie o nim przypomniałam. Machinalnie wyciągnęłam telefon, ale nadal nie dostałam żadnej wiadomości. Napisałam więc do Leona, meldując wykonanie zadania. Poprosił mnie jeszcze, żebym napisała do ekipy i poinformowała ich o jutrzejszym spotkaniu. Do Kacpra Leon miał osobiście zadzwonić wieczorem, włączyć przy tym głośnik i pozwolić mi się przysłuchiwać.
Niedługo po tym, jak napisałam, wszyscy zadeklarowali swoje przybycie. Czekałam już tylko na powrót brata. Chodziłam po korytarzu tam i z powrotem, aż w końcu zazgrzytał klucz w zamku i wszedł mój brat.
- Dzwoń – nie zdążył nawet zdjąć kurtki, a ja już stałam przy nim i ponaglałam go spojrzeniem.
- Mogę chociaż wejść do pokoju?
- Nie. Stąd dzwoń.
Leon westchnął, wyjął telefon i wybrał numer. Kiedy przełączył rozmowę na głośnik, usłyszałam monotonny sygnał połączenia. Trzeci, czwarty, piąty. W końcu włączyła się poczta głosowa. Nie spodziewałam się, że Kacper zwyczajnie nie odbierze.
- Cholera – mruknęłam. – No i co teraz?
- Zadzwonimy za pół godziny. Jak nie odbierze, nagramy mu się na tą pocztę.
Tym razem na szczęście pół godziny minęło jak z bicza strzelił i już po chwili znowu dzwoniliśmy do chłopaka. Domyślałam się, że znów nie odbierze, więc nawet się nie zdziwiłam. Po sygnale Leon zaczął mówić.
- Siemanko Kacper, z tej strony Leon. Pomyśleliśmy z Lorą, że skoro jutro jest wolny dzień, to moglibyśmy się spotkać całą ekipą… Tam gdzie zawsze, o zwykłej porze. Mam nadzieję, że odsłuchasz tę wiadomość i przyjdziesz. Reszta już potwierdziła – zamilkł na krótką chwilę, po czym dodał – Aha, i może daj jakoś znać, że odsłuchałeś. Napisz smsa, czy coś. Na razie.

Po tych słowach się rozłączył.

***
Piszcie proszę w komentarzach, jak Wam się podoba. Dzięki, że czytacie! ;)
Loverance

czwartek, 21 stycznia 2016

Niebezpieczny biznes - Rozdział piąty


Nie wiem jak długo siedziałam tak bez ruchu przy stole, z tym cholernym kubkiem kawy w rękach. Nie miałam pojęcia, co powinnam myśleć, ale jakaś część mojego umysłu uparcie powtarzała mi, co Kacper chciał mi przekazać.
On się zwyczajnie pożegnał. Ale nie na dzień, dwa, czy tydzień. Pożegnał się na zawsze.
Choć z drugiej strony obiecał, że się skontaktuje.
Co nadal nie znaczy, że wróci.
W każdym razie, kiedy do domu wszedł Leon, ja dalej siedziałam z tą kawą. Była kompletnie zimna.
- Lora! Wróciłem! – krzyknął od progu, ale nie miałam siły żeby do niego pójść. Czekałam aż sam przyjdzie. I tak jak się spodziewałam, po chwili stanął w drzwiach.
- Siemanko – powiedziałam ochryple.
- Co ci się stało? – spytał, patrząc na mnie z niepokojem. – Czemu masz taką minę?
-  Niezupełnie wiem o co chodzi – oznajmiłam nieco idiotycznie.
- Ja tym bardziej – odrzekł Leon. – Jak nie weźmiesz się w garść, nie będę mógł ci pomóc.
- Brzmi to całkiem sensownie.
- Ej, chyba już wiem. Naćpałaś się.
- NIEPRAWDA! BZDURA! NIE MASZ POJĘCIA! – wrzasnęłam nagle. Kiedy brat zmusił mnie do rozmowy nie mogłam już dłużej panować nad sprzecznymi emocjami. Chciałam wszystko wykrzyczeć.
- Przestań się drzeć! – odparł Leon tylko nieco podniesionym głosem. Zawsze brakowało mi jego opanowania. Usiadł obok mnie i chwycił za ramię. – No już młoda. Powiedz, co się stało.
- Najpierw zadam ci pytanie. Czy Kacper wspominał ci o czymś… dziwnym? Nie dał ci do zrozumienia, że coś się dzieje? Albo, no nie wiem… że coś mu grozi?
- Nie przypominam sobie nic takiego – powiedział po chwili namysłu. – Czemu pytasz? Mówił ci o czymś?
- Wczoraj, po tym jak wyszliśmy, zauważyłam, że chyba coś ukrywa. Kiedy myślał, że nie patrzę, wyraźnie dał po sobie znać, że ma jakiś problem. No i dzisiaj… odebrał mnie ze szkoły, potem przyjechaliśmy tutaj, mieliśmy trochę posiedzieć, ale ktoś do niego zadzwonił… gadali ze dwadzieścia minut, w sumie to się kłócili. Potem on wyleciał z domu mówiąc tylko, że się skontaktuje… ale nie wie, kiedy. Mam złe przeczucia. Chociaż całkiem możliwe, że przesadzam.
- Nie nie, masz rację – mruknął Leon, kiedy skończyłam mówić. – Dziwię się, że nic mi nie powiedział. Zdawało mi się, że mamy dobre relacje. A to wygląda, jakby miał jakiś duży problem.
- W naszej branży każdy problem jest duży – odrzekłam.
- No ale może się też okazać, że jednak przesadzamy. Może niepotrzebnie się martwimy.
- Obyś miał rację.
- Mam pewien pomysł, żeby to sprawdzić. Po prostu zwołamy spotkanie… pojutrze. To będzie sobota. Miałby czas przyjść. A poza tym żadnych małych problemów nie rozwiązuje się tyle czasu. Zobaczymy, czy przyjdzie.
- Tylko nie mów mu, że wiesz coś ode mnie.
- No pewnie że nie powiem.
Zrobiłam świeżą kawę, po czym poszłam na górę do siebie. Ciągle myślałam o Kacprze i martwiłam się o niego. Było mi też przykro, że nie chciał mi nic powiedzieć. Prawda jest taka, że problemy nie biorą się z dnia na dzień. Musiał się w coś wpakować już wcześniej. I nie powiedział mi. Nikomu nie powiedział. Czyżby wcale nam nie ufał?
W przypływie rozumu zdecydowałam się sama do niego napisać. Długo siedziałam nad pustym polem tekstowym, aż w końcu wystukałam:
„Pamiętaj, żeby do mnie napisać. Masz mi wszystko wytłumaczyć. Proszę. Obiecałeś.” Zabrzmiało to strasznie płaczliwie, ale przecież dokładnie tak się czułam. Wysłałam.
Długo czekałam na odpowiedź, ale wciąż nie nadchodziła. Zaczęłam zajmować się innymi rzeczami, odrabiałam lekcje, czytałam książkę, przejrzałam internet, wykąpałam się. Ale wiadomość nie nadeszła. Już wtedy byłam niemal pewna, że nie przesadzam. Kacper zawsze odpisywał niemal od razu, nigdy nie kazał zbyt długo czekać. Ale tym razem kazał.
Koło dziesiątej wieczorem ktoś delikatnie zapukał do drzwi. Nie wiem, czemu pomyślałam że to Kacper. W każdym razie moje serce zabiło szybciej i pozwoliłam wejść.
- Mogę? To tylko ja… - do pokoju wszedł Leon i uśmiechnął się smutno, kiedy zobaczył, jak się zawiodłam. – Wiem, że nie mnie się spodziewasz. Chciałem tylko zapytać… Kacper się nie odzywał, prawda?
W sumie to nie zapytał, po jego minie widziałam, że dobrze zna odpowiedź.
- Prawda. Nawet napisałam do niego, ale nie odpisał. Wysłałam to ponad trzy godziny temu.
- No tak – westchnął mój brat. – Ale nie trać nadziei. Przecież to nic nie znaczy, że raz nie odpisał.
- Nic nie znaczy…
- Może połóż się dziś wcześniej. To był mega męczący dzień. Jutro muszę roznieść kilka przesyłek i chciałbym, żebyś mi pomogła.
- Spoczko. Może masz rację z tym pójściem spać.
- No pewnie że mam rację. Jak zwykle – mrugnął do mnie. – To dobranoc. Może jutro będzie lepiej.

- Może. Dobranoc.

*** 
Dzięki za 300 wyświetleń! Wiem, że dla niektórych może wydawać się, że to mało, ale dla mnie to duży sukces :) 
Loverance

piątek, 15 stycznia 2016

Niebezpieczny biznes - Rozdział czwarty


Następny dzień w szkole to było po prostu oczekiwanie na koniec lekcji. Nie mogłam się skupić na niczym konkretnym.  Chyba ludzie to zauważyli, bo znowu, tak jak na początku, szeptali patrząc na mnie z niemym zainteresowaniem. Chciało mi się z nich śmiać. Nie mieli o mnie zielonego pojęcia. Aż strach pomyśleć, jakie scenariusze sobie wymyślili.
Kiedy tylko zadzwonił ostatni dzwonek, w tempie karabinu zebrałam swoje rzeczy i zbiegłam po schodach. Dopiero w szatni się opanowałam. Jeśli pierwsza wyjdę, to nikt nie zobaczy widowiska, które przygotowaliśmy. Wyjęłam telefon i napisałam do Kacpra.
„Jesteś?”
„Owszem. Czekam przed wejściem ;)” odpisał machinalnie, a po chwili dostałam nowy sms: „Jakieś laski się na mnie gapią”
„Hehe zaraz będę”
Wolnym krokiem wyszłam ze szkoły i momentalnie zobaczyłam Kacpra. Nie wiem jak to możliwe, ale wyglądał jeszcze bardziej imponująco niż zwykle. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w jego kierunku. Niedaleko motocykla zatrzymała się grupka dziewczyn z równoległej klasy. Szeptały między sobą wyraźnie zachwycone chłopakiem. Jednak kiedy pomachał do mnie, ich miny wyraźnie zrzedły. Udałam, że ich nie widzę.
- Hej skarbie – powiedział do mnie Kacper, kiedy już podeszłam do niego.
- No siemka – uśmiechnęłam się szeroko i pocałowaliśmy się. – Twój plan chyba działa – dodałam po chwili.  – Wszyscy się na nas gapią. Zmywajmy się stąd.
- Tak szybko? – udał, że jest zawiedziony, ale podał mi kask i wyruszyliśmy jak tylko go założyłam.
Cel osiągnięty. Chyba do końca życia będą już o tym rozmawiać.
Niedługo potem byliśmy już w moim domu. Nastawiłam wodę na kawę i usiadłam obok Kacpra na kuchennym blacie. Uśmiechał się zwycięsko.
- Informuję cię, że raczej narobiłeś mi kłopotów niż sprawiłeś pożytku – powiedziałam żartobliwym tonem. – Będą o nas gadać Bóg wie ile. Szczególnie dziewczyny.
- To zwykła zazdrość. Teraz to ty jesteś krok przed nimi.
- Skoro tak sądzisz.
Już miał mi odpowiedzieć, ale w tej chwili zadzwonił jego telefon. Kiedy zerknął na wyświetlacz, nagle spoważniał i szybko wstał.
- Wybacz. Muszę odebrać.
Po czym wyszedł na korytarz przyciszonym tonem rozmawiając z tym kimś. Uznałam, że podsłuchiwanie nie ma sensu, bo i tak wszystko mi wyjaśni kiedy tylko skończy. Czekałam cierpliwie.
Rozmowa przedłużała się, minęło dziesięć minut, potem piętnaście. Z upływem czasu głos Kacpra stawał się coraz ostrzejszy, a on sam wyraźnie coraz bardziej zdenerwowany.
- ZAMKNIJ SIĘ!!! – ryknął nagle, a ja aż podskoczyłam na swoim krześle. Szybko się jednak opamiętał i znowu mówił szeptem, coraz szybciej. W końcu skończył rozmawiać.
- Sorry, Lora, ale muszę się zbierać. Muszę się z kimś spotkać – nie patrząc na mnie, chwycił kurtkę i dopił kawę. Miał zamiar przelotnie na mnie spojrzeć, ale zwolnił na chwilę, widząc mój wyraz twarzy. – Hej, uspokój się. Wszystko jest ok.
- Nie brzmisz przekonująco – odrzekłam słabo. – Powiedz, na pewno wszystko ok? Nie kłamiesz? Kto to w ogóle był? Czemu się kłóciliście?
- Za dużo pytań – podniósł ręce w geście kapitulacji. – Nie mam teraz czasu na wyjaśnienia.
- A kiedy będziesz miał?
- …. Nie wiem – powiedział po chwili milczenia. – Skontaktuję się z tobą. Obiecuję. Na sto procent. Ale teraz muszę iść – po czym wybiegł, nie mówiąc nic więcej. Parę sekund później usłyszałam, jak odjeżdża.

***
Loverance


piątek, 8 stycznia 2016

Niebezpieczny biznes - rozdział trzeci


Krótko po północy wymknęliśmy się z baru razem z Kacprem. Reszta ciągle siedziała w środku rozmawiając i żartując. Towar szybko się skończył i wywietrzały wszelkie dowody na to, że w ogóle istniał. Spragnieni chwili samotności, praktycznie niezauważeni opuściliśmy przyjaciół i teraz wolnym krokiem zmierzaliśmy do pobliskiego parku trzymając się za ręce.
- Jak tam w szkole, Lore? – spytał w pewnej chwili. – Martwię się. Mówiłaś, że masz tam beznadziejnie.
- Bez przesady – odrzekłam. – Nie jest tak źle. Może faktycznie nie mam z kim gadać, a nawet jakbym miała, to nie miałabym o czym. Ale jeszcze tylko rok. Leon chce, żebym zdała maturę.
- Mnie też bez przerwy namawiał, jak miałem wątpliwości – Kacper skończył szkołę dwa lata temu, właściwie tylko dzięki namowom mojego brata. – I w sumie chwała mu za to. Przynajmniej coś osiągnąłem w tym swoim życiu.
- Dużo osiągnąłeś. Masz mnie, masz przyjaciół. Z głodu nie giniesz. Masz solidny dach nad głową. To mało?
- Pewnie że nie. Ale czasem zastanawiam się, gdzie byśmy byli, gdybyśmy zdecydowali się na inną drogę – usiadł na ławce i wskazał miejsce obok siebie. – Myślisz, że byśmy się wtedy poznali?
- Możliwe, ale może byśmy się nie pokochali. Pewnie nawet nie zwrócilibyśmy na siebie większej uwagi – zaśmiałam się.
 - Bzdura – powiedział Kacper z przekonaniem. – Wypatrzyłbym cię nawet w największym tłumie.
- Całe szczęście. Bałam się, że powiesz co innego – pogłaskałam go po twarzy, a on przysunął się i złożył na moich ustach pocałunek. Z trudem zachowywałam trzeźwość umysłu. Po kilku minutach przerwałam pieszczotę i usiadłam mu na kolanach.
- Mam pomysł. Przyjdę po ciebie jutro do tej szkoły – mruknął chłopak patrząc na mnie z determinacją na twarzy. – Jak zobaczą, kto się tobą opiekuje, zaczną ci zazdrościć. Spojrzą na ciebie inaczej.
- Zaczną się niepotrzebnie interesować – dodałam. – Chyba tego nie potrzebujemy.
- No przestań. Będzie beka.
- Ehhh, ok – westchnęłam, rzucając krótkie spojrzenie w niebo, jakbym była zmuszona do ostateczności. – Tylko nie narozrabiaj i nie rozmawiaj z nikim.
- Spoko. Będę tylko oddychać. Chyba że nie mogę? – zapytał z niewinnym uśmiechem i wstaliśmy.
- Pomyślę nad tym – odrzekłam, a kiedy chciał mnie znów wziąć za rękę, wywinęłam się i zaczęłam uciekać. Biegaliśmy, śmiejąc się, po całym parku, aż w końcu Kacper dogonił mnie, wziął na ręce i okręcił w powietrzu.
- Złapałem cię.
- Widzę.
Położyliśmy się na trawie. Na obrzeżach miasta, w tym opuszczonym miejscu, udało jej się urosnąć do całkiem pokaźnych rozmiarów, a przy tym była miękka i pachnąca. Spojrzałam na Kacpra. Leżał z zamkniętymi oczami, nieświadomy tego, że się mu przyglądam. Na jego twarzy malowały się spokój i szczęście, ale po chwili ich miejsce zastąpiło coś nowego – coś na kształt zwątpienia, niepewności, jakby coś… ukrywał. Znałam go wystarczająco długo, żeby zauważyć, że coś go trapi.
- Hej – szepnęłam. – Wszystko w porządku?
- Tak, tak – odrzekł szybko. – Nie przejmuj się.
- A czy gdyby się coś działo… powiedziałbyś mi? – zapytałam na wszelki wypadek. – Wiesz, że możesz mi zaufać.
- Pewnie że wiem. Niczego nie ukrywam – spojrzał na mnie krzepiąco. – Naprawdę, wszystko gra.
Nie byłam tego stuprocentowo pewna, ale nie dałam tego po sobie poznać. Postanowiłam, że zapytam Leona, czy Kacper czegoś mu nie mówił. Mimowolnie zaczęłam się martwić.
- Dobra. Niech ci będzie – powiedziałam w końcu. – Ale jeśli mam jutro iść do tej szkoły, a ty masz po mnie przyjść, to musimy wracać do domów. Napiszę do Leona, że wracamy.
Wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę ulicy. Na chodniku stał błyszczący motocykl, na którego punkcie mój chłopak ma prawdziwą obsesję. Zauważyłam, że chyba jeszcze dziś rano był z nim na myjni. Wyjął dwa kaski ze schowka i jeden podał mnie. Parę minut później mknęliśmy pustą ulicą, a niecałe pół godziny później zatrzymaliśmy się pod moim domem. Oddałam Kacprowi kask, ale on nie ściągnął swojego, tylko przyciągnął mnie do siebie.
- To o której jutro przyjechać po ciebie? – spytał przytłumionym głosem.
- O drugiej – odrzekłam, po czym zdjęłam mu kask i poprawiłam fryzurę. Przytknął swoje czoło do mojego. – Uważaj, jak będziesz wracał. Zawsze boję się, że pewnego dnia skończysz na latarni.
- Chyba żartujesz – zaśmiał się. – Przecież świetnie jeżdżę.
- Wolę ci powiedzieć, żebyś uważał. Tak na wszelki wypadek. Nie wątpię w twoje umiejętności.
- Całe szczęście – westchnął z ulgą i demonstracyjnie przyłożył sobie dłoń do serca.
Wywróciłam oczami, a Kacper znowu zaczął się śmiać i pocałował mnie w czoło.
- No już. Nie denerwuj się – powiedział. – Obiecuję, że będę ostrożny. I będę po ciebie jutro o drugiej. Wszystkim opadną kopary.
- Bo w końcu jesteś taki przystojny – dodałam kpiąco.
- No a nie jestem? – spytał oburzony.
- Oczywiście że jesteś – przez chwilę zapatrzyłam się w jego oczy, a potem pocałowałam go na pożegnanie. – Do jutra.
- Kocham cię, skarbie.
- A ja kocham ciebie.
Wiedziałam, że jeśli natychmiast nie pójdę do domu, to już w ogóle się dziś nie rozstaniemy. Uśmiechnęliśmy się do siebie ostatni raz i weszłam do domu. Kiedy kładłam się spać i nastawiałam budzik na rano, usłyszałam, że Kacper odjeżdża. Zastanawiałam się, jak zareagują moi znajomi kiedy zobaczą pod szkołą zabójczo przystojnego gościa na motocyklu. Zgłupieją.
A jeszcze bardziej wtedy, gdy przekonają się, na kogo czeka.

***
Loverance


sobota, 2 stycznia 2016

Niebezpieczny biznes - rozdział drugi


Kiedy tylko Leon wyszedł, szybko zmyłam talerze i zerknęłam na zegarek. Dochodziła szesnasta. Nie mogłam myśleć o niczym innym niż o wieczornym spotkaniu ze swoimi ludźmi. Nie mogłam się już doczekać.
Pomyślałam, że póki jestem jeszcze w stanie skupić się na czym innym, powinnam odrobić lekcje na jutro. Mój entuzjazm nieco się zmniejszył, ale tylko odrobinę. W perspektywie miałam godziwą nagrodę.
Uporałam się ze wszystkim w godzinę i pobiegłam do swojego pokoju na piętrze. Przede wszystkim chciałam się przebrać, więc szkolne ubrania trafiły w kąt. Stanęłam przed szafą. Nikt ze szkoły nie spodziewałby się, że chowam w niej takie ubrania, ale moich przyjaciół z pewnością to nie zaskoczy. Założyłam czarne rurki, koszulę w czerwono-czarną kratę i skórzaną kamizelkę nabijaną ćwiekami. Potem zrobiłam idealny makijaż. Kiedy w pełnej okazałości stanęłam przed lustrem, mogłam być z siebie dumna.
Na drogę musiałam przeznaczyć około godziny, więc tuż po dziewiętnastej wyszłam z domu. Czułam się doskonale, chyba cała twarz mi się śmiała. Musiałam wyglądać bardzo głupio, ale nie zastanawiałam się nad tym. Pojechałam autobusem na drugi koniec miasta, a potem, klucząc uliczkami, dotarłam na plac, gdzie znajdował się bar. Od dawna był zamknięty, mimo to spotykaliśmy się tam przynajmniej raz na tydzień. Naokoło stało parę innych budynków, ale były opuszczone. Pewnie dla Was brzmi to zaskakująco, ale dla mnie było normą, którą w dodatku uwielbiałam.
Z baru słyszałam już śmiechy i rozmowy, więc bez dalszego ociągania weszłam do środka.
- Siemanko! – krzyknęłam od progu.
- Lora! Jesteś! Wchodź! – osiem osób zaczęło naraz się przekrzykiwać, przez co powstała straszna wrzawa.
Całe pomieszczenie urządziliśmy po swojemu. Stały w nim stoliki, duże kanapy, na ścianie wisiało lustro, a przy barze ustawiliśmy kilka wysokich stołków. Na półkach za blatem rzędami stały najróżniejsze napoje, począwszy od coli a skończywszy na wytrawnych winach. Na parapecie umieściliśmy odtwarzacz CD.
Na widok szczęśliwych przyjaciół znowu się uśmiechnęłam. Przy barze siedziało dwóch, podobnie jak Leon, dobrze zbudowanych, wysokich chłopaków, Adrian i Sebastian. Za blatem stał Nathan, który właśnie robił picie dla wszystkich (kiedyś pracował jako barman). Na jednej z kanap siedziała Emma wraz ze swoim chłopakiem, Michałem, a przed lustrem zobaczyłam Gretę poprawiającą makijaż. Obok niej stał Rob i chyba starał się wyjaśnić jej coś, czego ona nie chciała słuchać (często się ze sobą sprzeczali). A na drugiej sofie, ku mojej bezgranicznej radości, zobaczyłam osobę, którą najbardziej uwielbiałam z tej grupki – mojego chłopaka, Kacpra. Uśmiechnął się do mnie i wstał, a kiedy podeszłam bliżej, pocałował mnie przeciągle i romantycznie.
- Hej księżniczko – powiedział po chwili i znów się uśmiechnął. – Tęskniłem za tobą.
- To świetnie się składa – odrzekłam. – Bo ja też się stęskniłam.
- Kacper! Daj nam się z nią przywitać! Chyba że proszę o zbyt wiele? – zapytała Greta, która już skończyła z makijażem i teraz stanęła obok nas podparłszy się pod boki.
- Prosisz o zbyt wiele – mruknął Kacper, a ja się zaśmiałam. Kiedy jednak Greta spojrzała na niego z żartobliwą złością, zdecydował się mnie wypuścić, żebym mogła przywitać się z każdym.
- Ej Lora! – krzyknął Nathan zza baru. – Zrobiłem nowego drinka! Powiedz, że go spróbujesz!
- Nie rób tego Lora! – sprzeciwił się Adrian i odwrócił do mnie z udawanym przerażeniem. – Od tych jego drinków nawet najtwardszy człowiek mógłby zginąć!
- A co mi tam! – odrzekłam i podeszłam do baru. – Skoro dotychczas nie zginęłam, to już raczej nie zginę – spróbowałam napoju i rozpromieniłam się. – Nathan! Naprawdę ci wyszedł!
- Ha! Przegrałeś! Płacisz!  – wrzasnął Nathan i wskazał Adriana palcem. – Założyliśmy się. Czy będzie Ci smakować – zwrócił się do mnie.
Przez jakieś pół godziny rozmawialiśmy w oczekiwaniu na Leona. Kiedy w końcu się pojawił, przywitał go zbiorowy wybuch radości, podobnie jak wtedy, kiedy ja weszłam.
- No i jak mistrzu? Towar rozniesiony? – spytał Rob uśmiechając się do mojego brata.
- Jasna sprawa – odrzekł Leon. – Ale i tak wiem, co cię interesuje. Twoje prośby zostały wysłuchane. Przyniosłem trochę dla was.
Sięgnął do swojej przepastnej kieszeni i wyjął z niej woreczek, którego zawartość wysypał na stół.
- Siedem gramów. Wystarczy dla wszystkich.
- A co z tym twoim źródłem informacji? Naprawdę trafili na nasz trop? – spytała Emma, kiedy w powietrzu już swobodnie roznosił się słodki zapach marihuany.
- Jeszcze nie wiadomo – powiedział Leon kręcąc głową. – Najprawdopodobniej to fałszywy alarm, ale nic nie jest potwierdzone.
Michał przeciągnął się z jękiem.
- I tak śpimy na hajsie. Ewentualnie się stąd wyniesiemy w przeciągu jednego dnia.
- Tylko musimy wiedzieć ten dzień wcześniej – zauważył Seba. – Co jeśli nas tu zaskoczą?
- Wtedy ich ukarzemy – uśmiechnął się Kacper, na dowód wyjmując z wewnętrznej kieszeni kurtki swój posrebrzany pistolet. – Bo przecież bez zapowiedzi się nie wpada.
Jak zawsze udało mu się rozładować to nagłe napięcie spowodowane ciągłym zagrożeniem. Wszyscy zaczęli się śmiać, a rozmowy potoczyły się starym rytmem.
Myślę, że teraz wszyscy, którzy nie rozumieli z początku mojej sytuacji, teraz już wiedzą, o co chodzi – o narkotyki. Sprzedajemy je w całej Polsce i w sąsiadujących z nami krajach. Z tego co wiem, nasze plantacje są największe wśród szajek narkotykowych na świecie. Wszyscy jesteśmy w to zamieszani, ale najbardziej chyba Leon, bo to on jest założycielem tego procederu. A zaraz po nim w kolejności jestem ja, jako jego siostra i prawa ręka.

Pewnie niespecjalnie ładnie wyglądałoby to w papierach.

***
Mam nadzieję, że drugi rozdział się Wam spodoba. Oczekujcie kolejnych.
Loverance