wtorek, 26 stycznia 2016

Niebezpieczny biznes - Rozdział szósty


Następny dzień zaczął się jeszcze bardziej idiotycznie, niż wszystkie inne dotychczasowe dni, w które chodziłam do szkoły. Przez te wszystkie wydarzenia poprzedniego dnia kompletnie zapomniałam, że wszyscy moi znajomi mieli okazję zobaczyć Kacpra. Dlatego naprawdę się zdziwiłam, kiedy na przerwie podeszła do mnie dziewczyna z mojej klasy, bodajże Kinga, i zaprosiła mnie na jakąś domówkę do siebie dziś wieczorem.
- W końcu będzie okazja bliżej się poznać. Możesz zabrać tego swojego chłopaka. A jeśli ma jakichś przystojnych kumpli… to niech ich też zabierze – mrugnęła porozumiewawczo.
- Eee… dzięki za zaproszenie – odrzekłam, kompletnie zbita z tropu. – Ale wiesz… chyba nie dam rady przyjść. Sorry.
- No trudno, nic nie szkodzi – odpowiedziała, tylko odrobinę zawiedziona. – Może następnym razem.
Ciekawe co by zrobiła, gdybym powiedziała, że Kacper dziś nie może, ale chętnie wpadnę sama. Chciałabym zobaczyć jej minę. Szkoda, że nie wpadłam na to wcześniej.
Ale przynajmniej tyle dobrego zostawił Kacper po sobie. Wszyscy patrzyli na mnie z jeszcze większym szacunkiem niż zwykle. Tym razem chyba po prostu wstyd im było podejść. Gdyby częściej ze mną rozmawiali, teraz nie mieliby z tym problemu. Być może faktycznie teraz jestem krok przed nimi. Nie wiem, czemu tak było, ale wszędzie, gdzie pojawiał się Kacper, tam siał ferment. Co będzie teraz, kiedy zniknął?
Zastanawiając się nad tym, szłam do szatni. Nie rozglądałam się, zaprzątnięta własnymi problemami, więc wyobraźcie sobie mój szok, kiedy nagle ktoś wpadł we mnie z taką siłą, że obydwoje wylądowaliśmy na ziemi.
- O Matko Święta! Przepraszam! Bardzo cię boli? – po głosie poznałam, że to musi być jakiś chłopak. Szybko się ogarnął, wstał i podał mi rękę. – Powiedz, że wszystko ok.
- Wszystko ok – wymamrotałam bez przekonania.
- No dobra. A teraz bez przymusu. Na pewno nic ci nie jest?
- Na pewno. Nic się nie stało - podniosłam głowę i przyjrzałam mu się. Był wysokim, jasnowłosym chłopakiem, miał ciemne oczy i patrzył na mnie trochę wystraszony. Ale miałam to gdzieś. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. – Dobra. To nara.
- Bardzo się spieszysz? – zapytał nagle.
- Bardzo. A nawet bardziej niż bardzo.
- Aha. To w takim razie do poniedziałku – uśmiechnął się miło. – Przepraszam jeszcze raz.
Szybko zapomniałam o tym incydencie i ruszyłam do domu. Czekał na mnie tam już Leon.
- Jesteś. Kacper się kontaktował? – zapytał.
- Niestety. Ani słowa.
- Rozumiem – spojrzał na mnie smutno, po czym wręczył mi trzy paczuszki i kartkę z adresami. – to jest ten towar o którym ci wspominałem. We wszystkich tych miejscach już kiedyś byłaś. Właściwie to niegroźni ludzie. Nie ma strachu.
- Nie boję się – powiedziałam patrząc na listę z adresami. – Chyba obrócę w godzinę.
- Ja pewnie będę trochę później.
- Ok. Widzimy się wieczorem.
Pierwszym klientem był pięćdziesięcioletni mężczyzna, właściciel dobrze prosperującej firmy, o której na pewno nieraz słyszeliście.
Drugim - ochroniarz w sklepie odzieżowym, kochający mąż i ojciec, który niestety miał zbyt dużo pracy i zwyczajnie już nie wyrabiał.
Trzecim – młoda kobieta, prezenterka telewizyjna, którą pewnie wielokrotnie widzieliście na ekranach.
Taka to niespodzianka – niby zakazane, niby takie straszne gówno, tylko dla plebsu społeczeństwa, które nie ma nic do stracenia ani nic do zyskania. No cóż. Jak widać, prawda jest nieco inna.
No dobra, prostuję – oczywiście, plebs też się w to miesza, ale te zlecenia zwykle wypełnia Leon, albo któryś z chłopaków. Nigdy nie ja.
Tak jak się spodziewałam, obskoczyłam wszystkich w godzinę i nawet na chwilę udało mi się zapomnieć o Kacprze. Teraz jednak znowu sobie o nim przypomniałam. Machinalnie wyciągnęłam telefon, ale nadal nie dostałam żadnej wiadomości. Napisałam więc do Leona, meldując wykonanie zadania. Poprosił mnie jeszcze, żebym napisała do ekipy i poinformowała ich o jutrzejszym spotkaniu. Do Kacpra Leon miał osobiście zadzwonić wieczorem, włączyć przy tym głośnik i pozwolić mi się przysłuchiwać.
Niedługo po tym, jak napisałam, wszyscy zadeklarowali swoje przybycie. Czekałam już tylko na powrót brata. Chodziłam po korytarzu tam i z powrotem, aż w końcu zazgrzytał klucz w zamku i wszedł mój brat.
- Dzwoń – nie zdążył nawet zdjąć kurtki, a ja już stałam przy nim i ponaglałam go spojrzeniem.
- Mogę chociaż wejść do pokoju?
- Nie. Stąd dzwoń.
Leon westchnął, wyjął telefon i wybrał numer. Kiedy przełączył rozmowę na głośnik, usłyszałam monotonny sygnał połączenia. Trzeci, czwarty, piąty. W końcu włączyła się poczta głosowa. Nie spodziewałam się, że Kacper zwyczajnie nie odbierze.
- Cholera – mruknęłam. – No i co teraz?
- Zadzwonimy za pół godziny. Jak nie odbierze, nagramy mu się na tą pocztę.
Tym razem na szczęście pół godziny minęło jak z bicza strzelił i już po chwili znowu dzwoniliśmy do chłopaka. Domyślałam się, że znów nie odbierze, więc nawet się nie zdziwiłam. Po sygnale Leon zaczął mówić.
- Siemanko Kacper, z tej strony Leon. Pomyśleliśmy z Lorą, że skoro jutro jest wolny dzień, to moglibyśmy się spotkać całą ekipą… Tam gdzie zawsze, o zwykłej porze. Mam nadzieję, że odsłuchasz tę wiadomość i przyjdziesz. Reszta już potwierdziła – zamilkł na krótką chwilę, po czym dodał – Aha, i może daj jakoś znać, że odsłuchałeś. Napisz smsa, czy coś. Na razie.

Po tych słowach się rozłączył.

***
Piszcie proszę w komentarzach, jak Wam się podoba. Dzięki, że czytacie! ;)
Loverance

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz