sobota, 2 stycznia 2016

Niebezpieczny biznes - rozdział drugi


Kiedy tylko Leon wyszedł, szybko zmyłam talerze i zerknęłam na zegarek. Dochodziła szesnasta. Nie mogłam myśleć o niczym innym niż o wieczornym spotkaniu ze swoimi ludźmi. Nie mogłam się już doczekać.
Pomyślałam, że póki jestem jeszcze w stanie skupić się na czym innym, powinnam odrobić lekcje na jutro. Mój entuzjazm nieco się zmniejszył, ale tylko odrobinę. W perspektywie miałam godziwą nagrodę.
Uporałam się ze wszystkim w godzinę i pobiegłam do swojego pokoju na piętrze. Przede wszystkim chciałam się przebrać, więc szkolne ubrania trafiły w kąt. Stanęłam przed szafą. Nikt ze szkoły nie spodziewałby się, że chowam w niej takie ubrania, ale moich przyjaciół z pewnością to nie zaskoczy. Założyłam czarne rurki, koszulę w czerwono-czarną kratę i skórzaną kamizelkę nabijaną ćwiekami. Potem zrobiłam idealny makijaż. Kiedy w pełnej okazałości stanęłam przed lustrem, mogłam być z siebie dumna.
Na drogę musiałam przeznaczyć około godziny, więc tuż po dziewiętnastej wyszłam z domu. Czułam się doskonale, chyba cała twarz mi się śmiała. Musiałam wyglądać bardzo głupio, ale nie zastanawiałam się nad tym. Pojechałam autobusem na drugi koniec miasta, a potem, klucząc uliczkami, dotarłam na plac, gdzie znajdował się bar. Od dawna był zamknięty, mimo to spotykaliśmy się tam przynajmniej raz na tydzień. Naokoło stało parę innych budynków, ale były opuszczone. Pewnie dla Was brzmi to zaskakująco, ale dla mnie było normą, którą w dodatku uwielbiałam.
Z baru słyszałam już śmiechy i rozmowy, więc bez dalszego ociągania weszłam do środka.
- Siemanko! – krzyknęłam od progu.
- Lora! Jesteś! Wchodź! – osiem osób zaczęło naraz się przekrzykiwać, przez co powstała straszna wrzawa.
Całe pomieszczenie urządziliśmy po swojemu. Stały w nim stoliki, duże kanapy, na ścianie wisiało lustro, a przy barze ustawiliśmy kilka wysokich stołków. Na półkach za blatem rzędami stały najróżniejsze napoje, począwszy od coli a skończywszy na wytrawnych winach. Na parapecie umieściliśmy odtwarzacz CD.
Na widok szczęśliwych przyjaciół znowu się uśmiechnęłam. Przy barze siedziało dwóch, podobnie jak Leon, dobrze zbudowanych, wysokich chłopaków, Adrian i Sebastian. Za blatem stał Nathan, który właśnie robił picie dla wszystkich (kiedyś pracował jako barman). Na jednej z kanap siedziała Emma wraz ze swoim chłopakiem, Michałem, a przed lustrem zobaczyłam Gretę poprawiającą makijaż. Obok niej stał Rob i chyba starał się wyjaśnić jej coś, czego ona nie chciała słuchać (często się ze sobą sprzeczali). A na drugiej sofie, ku mojej bezgranicznej radości, zobaczyłam osobę, którą najbardziej uwielbiałam z tej grupki – mojego chłopaka, Kacpra. Uśmiechnął się do mnie i wstał, a kiedy podeszłam bliżej, pocałował mnie przeciągle i romantycznie.
- Hej księżniczko – powiedział po chwili i znów się uśmiechnął. – Tęskniłem za tobą.
- To świetnie się składa – odrzekłam. – Bo ja też się stęskniłam.
- Kacper! Daj nam się z nią przywitać! Chyba że proszę o zbyt wiele? – zapytała Greta, która już skończyła z makijażem i teraz stanęła obok nas podparłszy się pod boki.
- Prosisz o zbyt wiele – mruknął Kacper, a ja się zaśmiałam. Kiedy jednak Greta spojrzała na niego z żartobliwą złością, zdecydował się mnie wypuścić, żebym mogła przywitać się z każdym.
- Ej Lora! – krzyknął Nathan zza baru. – Zrobiłem nowego drinka! Powiedz, że go spróbujesz!
- Nie rób tego Lora! – sprzeciwił się Adrian i odwrócił do mnie z udawanym przerażeniem. – Od tych jego drinków nawet najtwardszy człowiek mógłby zginąć!
- A co mi tam! – odrzekłam i podeszłam do baru. – Skoro dotychczas nie zginęłam, to już raczej nie zginę – spróbowałam napoju i rozpromieniłam się. – Nathan! Naprawdę ci wyszedł!
- Ha! Przegrałeś! Płacisz!  – wrzasnął Nathan i wskazał Adriana palcem. – Założyliśmy się. Czy będzie Ci smakować – zwrócił się do mnie.
Przez jakieś pół godziny rozmawialiśmy w oczekiwaniu na Leona. Kiedy w końcu się pojawił, przywitał go zbiorowy wybuch radości, podobnie jak wtedy, kiedy ja weszłam.
- No i jak mistrzu? Towar rozniesiony? – spytał Rob uśmiechając się do mojego brata.
- Jasna sprawa – odrzekł Leon. – Ale i tak wiem, co cię interesuje. Twoje prośby zostały wysłuchane. Przyniosłem trochę dla was.
Sięgnął do swojej przepastnej kieszeni i wyjął z niej woreczek, którego zawartość wysypał na stół.
- Siedem gramów. Wystarczy dla wszystkich.
- A co z tym twoim źródłem informacji? Naprawdę trafili na nasz trop? – spytała Emma, kiedy w powietrzu już swobodnie roznosił się słodki zapach marihuany.
- Jeszcze nie wiadomo – powiedział Leon kręcąc głową. – Najprawdopodobniej to fałszywy alarm, ale nic nie jest potwierdzone.
Michał przeciągnął się z jękiem.
- I tak śpimy na hajsie. Ewentualnie się stąd wyniesiemy w przeciągu jednego dnia.
- Tylko musimy wiedzieć ten dzień wcześniej – zauważył Seba. – Co jeśli nas tu zaskoczą?
- Wtedy ich ukarzemy – uśmiechnął się Kacper, na dowód wyjmując z wewnętrznej kieszeni kurtki swój posrebrzany pistolet. – Bo przecież bez zapowiedzi się nie wpada.
Jak zawsze udało mu się rozładować to nagłe napięcie spowodowane ciągłym zagrożeniem. Wszyscy zaczęli się śmiać, a rozmowy potoczyły się starym rytmem.
Myślę, że teraz wszyscy, którzy nie rozumieli z początku mojej sytuacji, teraz już wiedzą, o co chodzi – o narkotyki. Sprzedajemy je w całej Polsce i w sąsiadujących z nami krajach. Z tego co wiem, nasze plantacje są największe wśród szajek narkotykowych na świecie. Wszyscy jesteśmy w to zamieszani, ale najbardziej chyba Leon, bo to on jest założycielem tego procederu. A zaraz po nim w kolejności jestem ja, jako jego siostra i prawa ręka.

Pewnie niespecjalnie ładnie wyglądałoby to w papierach.

***
Mam nadzieję, że drugi rozdział się Wam spodoba. Oczekujcie kolejnych.
Loverance

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz