czwartek, 14 kwietnia 2016

Niebezpieczny biznes - Rozdział dwudziesty pierwszy


Po tych słowach musiałam chyba zemdleć. Pamiętam tylko, że serce stanęło mi na tak długą chwilę, że zwyczajnie wszystko się we mnie zatrzymało i nie miałam innego wyjścia, jak osunąć się na ziemię. Wszystko stało się czarne, a dźwięki dolatywały do mnie zniekształcone, z opóźnieniem. Przymknęłam oczy i straciłam kontakt z rzeczywistością.
- Lore, obudź się. Obudź się. Obudź się – usłyszałam nagle zdanie powtarzane jak mantrę, naglącym tonem, średnio co sekundę. Trochę wkurzające, ale nie dałam po sobie poznać, że się obudziłam. Nie pamiętałam czemu, ale nie chciałam tego.
- Zamknij się w końcu – usłyszałam inny głos. W duchu go poparłam. – Oddycha zupełnie normalnie. Za chwilę wróci.
- To ty się zamknij – warknął ten pierwszy. – Jak możesz być taki spokojny. Co powiesz jej bratu jeśli coś się jej stało? Obudź się! - powiedział głośniej niż wcześniej.
- Jak widać jej brat się chyba jednak po nią nie upomni.
Słysząc to zdanie, przypomniałam sobie, czego się dowiedziałam przed zemdleniem i momentalnie wściekłam się na Borge’a. Otworzyłam oczy. Drzwi celi były otwarte. Leżałam na kolanach Royce’a, a Borge siedział na moim łóżku. Chciałam wstać, ale zakręciło mi się w głowie, więc zrezygnowałam.
- Powoli – szepnął do mnie i pomógł mi usiąść. W jego głosie usłyszałam bezgraniczną ulgę, co trochę mnie zaskoczyło.
- No co ty – odparłam. – Jeszcze żyję. I nawet czuję się całkiem nieźle. Ale, ale – spojrzałam na Borge’a z wściekłością – kiedy ty w końcu przestaniesz powtarzać, że Leonowi na mnie nie zależy? O co ci chodzi?
- Nic nie rozumiesz? Nie przyjechał. Lepiej zastanów się, co teraz zrobisz ze swoim życiem.
- A tobie nie przyszło do głowy, że coś się mogło stać? Różnie bywa w życiu. To twoje własne słowa.
- Nie mam zamiaru się z nimi kontaktować. Jedyne co mogę zrobić, to wysłać im info, że już cię więcej nie zobaczą.
Na chwilę zamarłam.
- Chcesz mnie teraz… zabić? – zapytałam, bądź co bądź trochę wystraszona. Wzruszył ramionami.
- No cóż. To by było całkiem wygodne.
Zanim jednak zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zobaczyłam błyskawiczny ruch po prawej stronie i nagle Borge znalazł się na ziemi, przyciśnięty ramieniem Royce’a. Wszystko stało się tak szybko, że zdołałam tylko szerzej otworzyć oczy i gapiłam się na to bezmyślnie.
- No i co teraz powiesz? – wysyczał Royce. – Czekam. Teraz już nie jesteś taki mądry, co?
Borge nie miał żadnej możliwości ruchu i tylko patrzył na chłopaka z nienawiścią.
- Jesteś za dobrze wyszkolony – odparł. – Nie powinienem cię tego uczyć. Od zawsze wiedziałem, że masz cholerny talent. Ale wiedziałem też, że tego nienawidzisz. Mogłem cię wysłać na medycynę – parsknął.
- Cóż. To już twój błąd i twój problem. Nie pozwolę ci jej zabić.
- A co? Zakochałeś się?
Na sekundę zapadła całkowita cisza.
- Nie – usłyszałam w końcu. Poczułam się kompletnie pusta. – Ale to nie jej wina, że jej nie wykupili. Jeśli ją zabijesz, do końca życia będziesz ją miał na sumieniu.
Tym razem cisza trwała znacznie dłużej niż sekundę. Mężczyźni mierzyli się wzrokiem, a ja miałam bolesną świadomość, że mój los leży w cudzych rękach. Nie miałam pojęcia, czemu Leon po mnie nie przyjechał, ale byłam pewna, że musiało go zatrzymać coś ważnego. On nigdy by mnie nie zostawił, tak samo zresztą jak reszta ekipy. Martwiłam się więc o to, co się stało, a nie o to, że nie odebrali mnie według obietnicy. Miałam tylko nadzieję, że Borge jednak mnie nie zabije.
Na Royce’a nie miałam co liczyć. Wierzyłam tylko w jego poczucie sprawiedliwości.
- W porządku – odezwał się wreszcie. – Puść mnie do cholery – młodszy z chłopaków poluzował ucisk i Borge podniósł się z podłogi. Spojrzał na mnie z mieszaniną najróżniejszych uczuć, od niechęci aż po skrywane współczucie. – Póki co zostaniesz tutaj. Jeśli Leon jednak zmieni zdanie, to wrócisz do siebie. Jeśli przez miesiąc tego nie zrobi, wypuszczę cię. Niech stracę.
- Dziękuję – wstałam i wyciągnęłam do niego rękę. Popatrzył na nią z zaskoczeniem. –Miałeś pełne prawo mnie zabić. Dzięki, że jednak tego nie zrobiłeś.
Uścisnął moją dłoń.
- Nie zamykam cię. Wierzę, że nie wywiniesz żadnego numeru.
- Jasne.
Kiedy wyszedł, przysiadłam na łóżku z ciężkim westchnieniem. Było blisko. Borge okazał się zupełnie inny niż oceniałam. Nie to było jednak teraz najważniejsze. Podstawowe pytanie brzmiało co stało się z Leonem. Miałam bardzo złe przeczucia.
- Wszystko w porządku?
O nie. Jeszcze ten.
- Oczywiście – nic nie mogłam poradzić na ten sarkazm w moim głosie. – Co prawda nie za bardzo mam gdzie wracać, coś złego stało się z moim bratem i cudem uszłam z życiem – „no i chłopak na którym mi zależy czuje do mnie tylko litość”, pomyślałam. – A tak poza tym nawet całkiem nieźle. Otworzono mi drzwi od celi.
- No tak. Chyba nie mogłem zadać głupszego pytania – zaśmiał się cicho i spuścił wzrok na ziemię. Wydał mi się nagle znacznie młodszy, a ten gangster, który obezwładnił znacznie bardziej doświadczonego od siebie mężczyznę, zniknął bez śladu. Nagle dotarło do mnie, że również jemu należy się moja wdzięczność.
- Dziękuję – powiedziałam cicho. – To dzięki tobie Borge zmienił zdanie.
- Wątpię – odparł. – Nie wydaje mi się, że byłby w stanie cię zabić. Na pewno bez mojej pomocy podjąłby taką samą decyzję.
- Kto wie. Tak czy owak jestem ci bardzo wdzięczna.

W końcu podniósł wzrok i spojrzeliśmy na siebie nie przedzieleni kratami. Nie wiem czemu, ale poczułam ból.

*** 
Ostatnio bardzo skoczyły statystyki, i chciałabym Wam za to bardzo podziękować!!! Nie sądziłam, że ktokolwiek będzie chciał czytać to opowiadanie, a tu taka miła niespodzianka :) Dziękuję jeszcze raz! :D
Loverance

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz