wtorek, 16 lutego 2016

Niebezpieczny biznes - Rozdział dziesiąty


- No i co powiecie? – spytał Nathan.
Staliśmy rzędem przed naszym nowym domem. Był dokładnie taki, jak chcieliśmy – nieduży, piętrowy, biały. Wkoło, prócz pozostałych, niezamieszkanych domów, znajdowało się wrzosowisko, a nieco dalej – autostrada i lotnisko.
- Jest cudny - odparła Emma.
- Moglibyśmy zamieszkać tu na zawsze – dodał Seba.
- Jak tylko wszystko się uspokoi – rzekł Leon – możemy to rozważyć. Tymczasem zobaczmy co w środku.
Dom wewnątrz przypominał nieco nasze stare mieszkanie. Rob wbiegł po schodach na górę, aby sprawdzić co tam się znajduje, natomiast my rozglądaliśmy się po parterze. Kuchnia. Łazienka. Trzy sypialnie.
- Na górze też są trzy sypialnie – powiedział Rob po powrocie. – I druga łazienka.
- Całe szczęście, że nie musimy się bawić w kupowanie i ustawianie mebli – odparł Leon. – Nic nie mówiliśmy o tym tej babie, a ona i tak dała nam dom z wyposażeniem.
- Może to z nerwów – zasugerowałam. – W końcu Rob nieźle ją wystraszył.
- Przecież zachowywała się, jakby próbowała nas przetrzymać. Jakby w ogóle nie słyszała, co Greta do niej mówi. Musiałem reagować.
- Musiałem ją bronić – dodał Adrian naśladując głos Roba i wszyscy zaczęliśmy się śmiać, prócz dwójki najbardziej zainteresowanych. Greta jedynie się uśmiechnęła, a Rob lekko się zaczerwienił. Nie umknęło to mojej uwadze.
- Ej, chwila! – krzyknęłam, na moment przestając się śmiać. – O czymś nie wiemy? Chcecie się czymś podzielić? - po chwili nikt się już nie śmiał, tylko patrzyliśmy ponaglająco na przyjaciół.
- No dobra! – odrzekła Greta machając rękami. – Jesteśmy parą. Jesteśmy razem – Rob podszedł i objął ją, a my – szajka narkotykowa, ścigana przez mafię – zaczęliśmy jak dzieci bić brawo i gratulować im. Na chwilę daliśmy się ponieść tym dobrym emocjom. Niestety, tylko na chwilę.
Później wysłaliśmy Leona, Adriana, Michała i Sebę na wielkie zakupy, a sami zasiedliśmy w wielkiej kuchni. Ta kuchnia była największym pomieszczeniem w całym domu i od razu przypadła mi do gustu. Znajdował się w niej szeroki blat, nad nim półki, obok stała lodówka, a całości dopełniał ogromny stół na dziesięć krzeseł.
- Jedno zostanie puste – powiedziałam, starając się zatuszować nagły przypływ smutku, jednak Greta go zauważyła.
- Hej, Lore. Masz prawo być smutna – oznajmiła. – Wszyscy byliśmy z nim związani, ale ty przecież najbardziej. Widzę, że starasz się być dzielna, ale jeśli masz ochotę się na przykład rozpłakać, to nie musisz się powstrzymywać.
- Dobrze wiemy, że jesteś twarda – dodał Nathan.
- Ale nawet ci najtwardsi czasem pękają pod naporem – zakończyła Emma, a Rob tylko skinął głową.
Popatrzyłam na każdego z nich z osobna. Trudno mi było ułożyć jakąś sensowną odpowiedź, choć przez głowę przelatywało mi pełno myśli.
- Dzięki – wyszeptałam w końcu. – Ale nie mam zamiaru się załamywać i nie chcę płakać. W ogóle nie chcę myśleć o tym, co nam zrobił.
- Spokojnie. Masz nas. Starsze rodzeństwo – mrugnął do mnie Rob, a ja się uśmiechnęłam.
- Lepiej bym tego nie ujęła. Ale, ale – wyprostowałam się nagle, przypominając sobie o nowinie dnia. – Przecież na stół wjechała dzisiaj znacznie ważniejsza sprawa.
- Oj tam, nie taka znowu ważniejsza – odparła Greta wymijająco. – To nowa sprawa.
- No i całe szczęście – zauważyła Emma. – Chyba bym nie wytrzymała gdyby jakaś miłosna plotka długo pozostała poza moją wiedzą.
- Teraz już nie pozostaje – uśmiechnęła się Greta.
Rozmawialiśmy, dopóki nie wrócili chłopcy. Każdy z nich niósł ogromne siatki, które po chwili z impetem wylądowały na stole.
- Mam nadzieję, że opłacało mi się to dźwigać! – westchnął ciężko Michał, kiedy tylko odstawił swoją wielką torbę.
- Przestań jęczeć! – krzyknął Adrian, jednocześnie lustrując swoje imponujące muskuły. –Chyba coś sobie nadwyrężyłem. Miałem ciężej niż ty.
- Obydwoje jesteście jak baby – poinformował ich Leon wywracając oczami. – Siatek nie uniosą. A na siłce pakują dwa razy tyle. Chyba że… sterydy? – zapytał z udawanym przerażeniem i uchylił się przed paczką chipsów, rzuconą przez Michała. – No co ty, stary. Chciałeś mnie tym zabić?
- Nie, chciałem zatkać tą twoją uroczą mordę – oznajmił chłopak z błyskiem w oku.
Nawet jakbym chciała sobie popłakać, to i tak bym nie mogła. Śmiałam się, słuchając kłótni tych trzech byków, raz po raz popatrując na stojącego obok nich Sebę, który na darmo próbował im przerwać.
Kiedy chłopcy w końcu przestali się kłócić, rozpakowaliśmy te wielkie torby, przez które tak się uśmialiśmy, jedzenie umieszczając w lodówce i zamrażarce, wszelkie przybory do higieny w łazienkach, a pościel na łóżkach, których, podobnie jak krzeseł, było dziesięć – w czterech pokojach po dwa, w dwóch po jednym.
Jako że pokoi było mniej niż nas, uznaliśmy, że zabawnie byłoby ciągnąć losy, kto z kim będzie mieszkał. Trzy pokoje na piętrze zajęli kolejno Rob i Seba, Adrian i Michał, oraz ja i Emma, natomiast na dole zamieszkali Leon i Nathan oraz Greta, która miała cały pokój dla siebie.

Był to stanowczo dzień pełen wrażeń i wszyscy szybko poczuli się zmęczeni, więc wcześnie położyliśmy się spać. Zanim jednak to się stało, zasiedliśmy przy kuchennym stole i zjedliśmy kolację przygotowaną przez Nathana. Później ukryliśmy cały towar, jaki mieliśmy przy sobie, pod materacem ostatniego, pustego łóżka, zostawiając jedynie tyle, żeby każdy mógł zapalić przed snem. Kiedy w końcu poszłam spać, długo nie mogłam zasnąć, mimo zmęczenia. Mimo wszystko, przytłaczające doświadczenia ostatnich dni to chyba jednak zbyt wiele, jak na siedemnastolatkę.

***
Pamiętam, jak zaczynałam pisać tą historię i wrzucałam pierwszy rozdział, a tymczasem jest już dziesiąty. Bez tych, którzy czytają, to nie miałoby żadnego sensu ;) Także dziękuję Wam, jak zawsze :) Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i trochę się pośmiejecie :) 
Loverance

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz