piątek, 13 maja 2016

Niebezpieczny biznes - Rozdział dwudziesty szósty


Tak jak się spodziewałam, przemęczona ekipa spała cały dzień i w dodatku całą noc. Co prawda wieczorem na chwilę pojawił się Rob, ale odesłałam go z powrotem widząc, że i tak chciał tylko sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku. Ledwie trzymał się na nogach.
Ja natomiast wcale nie byłam zmęczona. Tygodniowe „wakacje” spędziłam albo śpiąc, albo włócząc się bez celu z... no, wiadomo z kim. Nie zarwałam wtedy ani jednej nocy, przez co teraz byłam wypoczęta jak nigdy. Siedziałam więc w kuchni czytając książkę znalezioną w piwnicy, pijąc kawę i patrolując telefon. Wcześniej dzwoniłam do szpitala pod numer znaleziony na lodówce i dowiedziałam się, że Leon póki co jest nieprzytomny i nie można go odwiedzać. Pielęgniarka dostarczyła mi również paru informacji o jego stanie, a nawet obiecała zadzwonić, jeśli mój brat nagle się obudzi. Chyba miałam farta trafiając właśnie na nią.
Później już nie miałam okazji z nikim porozmawiać. W domu panowała nienaturalna cisza, na zewnątrz również. Kiedy zapadła noc, usiadłam pod oknem i wypatrywałam najmniejszego ruchu, ptaka lub zwierzęcia, aż w końcu zaczęłam liczyć gwiazdy. Około trzeciej zasnęłam, ale obudziłam się już o szóstej, kompletnie wyspana. Poczytałam jeszcze trochę, a potem zrobiłam ogromne śniadanie dla wszystkich.
Pierwsza osoba pojawiła się o dziewiątej.
- Hej – powitałam Nathana. – Wyspany? Wyręczyłam cię dziś ze śniadaniem.
- Na pewno bardziej, niż wczoraj – uśmiechnął się i skupił całą uwagę na śniadaniu. - Chyba nie spałaś całą noc, tylko robiłaś to wszystko.
- Trochę spałam – sprzeciwiłam się. - Ale mimo wszystko zdążyłam. Jako że jesteś dziś pierwszy, masz ten przywilej nałożenia sobie największej porcji.
Nie spodziewałam się, że Nathan wybuchnie nagłym śmiechem, zwłaszcza że nie powiedziałam nic szczególnie zabawnego, jednak jego wesołość była zaraźliwa i już po chwili rechotaliśmy na cały dom. W końcu coś przeszyło tę okropną ciszę.
- Wiesz, Lora – powiedział, kiedy w końcu udało nam się uspokoić i nakładał sobie cały stos kanapek – potwornie smutno tu było. Bez ciebie i bez Leona... Co prawda on jeszcze zdrowieje, ale przynajmniej ty jesteś już z powrotem. Nie dało się tu wytrzymać bez ciebie.
- A ja całą noc się zastanawiałam, czy nie jestem dla was zbędnym ciężarem – nie chciałam tego mówić. Samo się wymknęło. Nathan podniósł na mnie wzrok, żeby sprawdzić, czy nie żartuję, lecz kiedy zobaczył moją poważną minę, spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Kpisz sobie, prawda? Powiedz, że żartujesz.
Nie odezwałam się.
- A gdybym to ja zaginął? Co byś zrobiła? Nie szukałabyś mnie z innymi cały dzień i noc?
- Oczywiście, że bym szukała, ale...
- Nie ma ale. Tak robią przyjaciele. Jeśli jeden wpakuje się w tarapaty, cała reszta robi wszystko, żeby go z nich wyciągnąć. Nie ma w tym nic dziwnego. Nigdy więcej nie myśl, że jesteś ciężarem. Zrozumiano?
- Oczywiście, kapitanie – zasalutowałam przed nim i znowu wybuchnęliśmy śmiechem.
- A więc to wy!!! - usłyszałam nagle od drzwi i dostrzegłam Gretę. Mierzyła w nas palcem, a drugą ręką podpierała się pod bok. Wyglądałaby śmiesznie, gdyby nie wściekła mina, ale jej postawa wskazywała na to, że to tylko przedstawienie. - Od rana! Krzyki i śmiechy wniebogłosy!! Normalni ludzie próbują spać!!!
- Naprawdę się obudziłaś?! Spodziewałabym się tu każdego, oprócz ciebie! I może oprócz Roba - odkrzyknęłam jej, a Nathan zatrząsł się od powstrzymywanego śmiechu. - Zresztą chyba nie wmówisz mi, że nie tęskniłaś za moim śmiechem?
- Bardziej niż za twoim śmiechem tęskniłam za porządnym śniadaniem – odrzekła spuszczając nieco z tonu i tracąc całą wściekłość, a jej wzrok spoczął na jedzeniu. - Boże, nie jadłam nic przez tydzień. Chyba czas zawiązać sadło na zimę.
- Chcesz wiązać sadło przed latem? - nagle w kuchni pojawił się Adrian i spojrzał na Gretę jak na idiotkę. - Potem będziesz piszczeć, że jesteś za gruba i będziesz urządzać głodówkę. Jak w zeszłym roku.
- Po pierwsze Adrianie, ja nie piszczę – odparła Greta nawet na niego nie patrząc, skupiona jedynie na talerzu pełnym jajecznicy. - A po drugie, jestem tak chuda i piękna, że kilogram w tę czy w tamtą nie zrobi mi różnicy.
- Lepiej jedz, póki ona wszystkiego nie zmiecie – podpowiedziałam Adrianowi, a ten tylko skinął głową i dołączył do nas.
Przekomarzaliśmy się w ten sposób, dopóki nie pojawili się Michał, Seba, Emma i Rob (ten ostatni prawie dwie godziny później, kiedy już dosłownie musiałam bronić resztki jedzenia przed bandą tych wygłodniałych sępów). Później nadszedł w końcu czas na poważniejsze tematy.
- Dobra, na chwilę przerywamy gadanie o bzdurach, żeby ustalić ważne sprawy – stosunkowo szybko udało mi się skupić ich uwagę i czekali na moje pytania. - Po pierwsze, co z interesem? Zawieszony?
- Zająłem się tym – odezwał się Adrian - razem z Michałem. Załatwiliśmy znaczną większość zleceń. Więc jeśli o to chodzi, to wszystko gra.
Nawet się ucieszyłam. Leon nie chciałby, żeby rezygnować z biznesu z jego winy.
- Super. Ja rozmawiałam wczoraj wieczorem z jakąś pielęgniarką i obiecała mi, że zadzwoni, jeśli Leon się wybudzi. Była całkiem kontaktowa jak na służbę zdrowia.
- Czyli wszystko mamy pod kontrolą – podsumowała Emma.
- Jeszcze nie – zaoponował Nathan. - Lore, wiem, że to co powiem będzie głupie, ale chyba powinnaś wrócić do szkoły.
- Że co?! - zapytałam autentycznie zdziwiona, bo kompletnie o tym nie myślałam. Szkoła nie przyszła mi do głowy nawet raz.
- Niekoniecznie od razu jutro – wycofał się chłopak, widząc moje zaskoczenie. - Ale na przykład za tydzień. Leon na pewno by tego chciał.
- Zastanowię się – mruknęłam, nie starając się ukryć niezadowolenia. Nie wyobrażałam sobie, jak po tym wszystkim co się ostatnio wydarzyło, miałabym wrócić do normalnej nauki. Nie mieściło mi się to w głowie.
- Dobra, spokojnie – powiedział Rob. - Ogarniemy to jakoś. Na razie nie wracasz – widząc niemą prośbę w jego oczach, ustąpiłam.
- W porządku.
- No to może – odezwał się Seba, uśmiechając się, jakby nic nie zaszło – opowiesz nam, co słychać u starego dobrego Borge'a? I reszty ferajny?
- Karmili cię? - spytał Nathan, chcąc najwyraźniej odkupić swoją winę.
- Poznałaś kogoś fajnego? - jak Emma się domyśliła?
Od razu atmosfera się rozrzedziła, a ja opowiedziałam przyjaciołom wszystkie zdarzenia poprzedniego tygodnia - jak obudziłam się w pokoju pełnym gangsterów, jak zamknęli mnie w klatce (nie oszczędzałam im szczegółów), o tym, jak Borge'owi zmieniało się nastawienie średnio co godzinę i jak postawił mi na straży pokaleczonego chłopaka, który okazał się dobrym towarzyszem mojej niewoli. Przemilczałam to, co mnie z nim połączyło, ale zauważyłam, że Emma i Greta wymieniły kilka razy porozumiewawcze spojrzenia. Chłopaki przez cały czas zadawali masę pytań, bardziej zainteresowani innymi gangsterami, ich wyglądem (zwłaszcza masą mięśniową), zwyczajami, a nawet dietą. Nie rozumiałam tego zafascynowania, ale w końcu doszłam do wniosku, że traktują ich niemal jak jakichś półbogów. Odpowiadałam więc cierpliwie, starając się przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów. W końcu pytania się wyczerpały, a my nadal siedzieliśmy przy stole, pijąc kawę i napawając się upragnionym spokojem.
- Lora, Emma – odezwała się nagle Greta, podnosząc się od stołu. - Idziemy się przejść? Taka piękna pogoda.
- Ja absolutnie jestem za – poderwała się Emma. Doskonale wiedziałam, czego chcą, a i ja miałam potrzebę ujawnienia im reszty zdarzeń, więc we trzy skierowałyśmy się do wyjścia.
- Może pójść z wami? - odezwał się Michał, podnosząc się z krzesła.
- NIE! - krzyknęłyśmy jednocześnie, aż biedny chłopak usiadł z powrotem, zaskoczony. Rob zaczął się śmiać.
- Nie widzisz? Idą plotkować. Obsmarują nas od czubków butów aż do głowy. Nie spodziewaj się ich wcześniej, niż za trzy godziny.
A my, zamiast się z nim kłócić, wybiegłyśmy z domu, chichocząc jak głupie.
- No dobra, Lore! - krzyknęła Greta. - Opowiadaj teraz najszczerszą prawdę!
- Niczym na spowiedzi! - dodała Emma. - Co z tym Royce'em? Nie wierzę, że przez tydzień siedzieliście odcięci od świata i kompletnie nic nie zaszło.
- Oczywiście, ale przy chłopakach nie było jak mówić.
Przysiadłyśmy na trawie i opowiedziałam im brakujące elementy historii. Tym razem to one zadawały mnóstwo pytań, a kiedy doszłam do sceny z pocałunkiem w deszczu, niemal zaczęły tańczyć po łące. Kiedy jednak skończyłam, były nieco sfrustrowane.
- Nie wierzę - Emma potarła skronie, myśląc zawzięcie. - To nie może być koniec tej historii! Kiedy druga część?
- Jeszcze nienapisana – zakpiłam. - Autorka podobno ma pustkę w głowie.
- Na pewno jakoś cię znajdzie – powiedziała Greta z całkowitą pewnością w głosie. - Odtąd przynajmniej jedna z nas zawsze musi być w domu. Ustalimy dyżury. Złapiemy go.
Byłam wdzięczna losowi że dał mi takie przyjaciółki. Dyskutowałyśmy jeszcze jakiś czas, aż nagle usłyszałyśmy krzyk Roba. Zaraz potem zobaczyłyśmy go na ganku.
- Lora! Telefon do ciebie! - a my jak głupie zerwałyśmy się z trawy, spodziewając się cudu.
Jednak to nie był ten cud. Tym razem to był ten drugi.
- Pani Loretta? To ja – usłyszałam w słuchawce głos pielęgniarki. - Dzwonię, bo pani brat właśnie się obudził. To prawdziwy cud, czyż nie?

***
Dość dawno nie było nowego rozdziału, więc w nagrodę ten jest długi. Zdradzę Wam, że uwielbiam pisać te fragmenty historii, kiedy cała grupa siedzi w domu i nic nie robią, tylko sobie żartują :) Zawsze poprawia mi to humor. A Wy je lubicie? Mam nadzieję, że i u Was zza chmur zawsze wychodzi słońce! ;) Pozdrooo!
Loverance

2 komentarze:

  1. Ja też lubię, kiedy przebywają razem w domu (najlepiej w pełnym składzie, razem z Leonem ^^). Bardzo miło czyta się takie fragmenty, widać, że łączy ich prawdziwa przyjaźń, że są dla siebie jak rodzina, aż chce mi się uśmiechać. Cieszę się, że Leon wrócił do zdrowia, ale dalej zastanawia mnie co z Royce-m. Mam nadzieję, że Lore niedługo się z nim zobaczy. Może grupa Lore połączy swoje siły z mafią i wspólnie wytropią Kacpra (nigdy mu nie wybaczę...). Czekam na kolejny rozdział i życzę ci dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam Cię, że przed zakończeniem tej historii poznasz odpowiedzi na wszystkie pytania ;)dzięki i pozdrawiam! :)

      Usuń